Szef podupadającego BlackBerry robi co może, aby podnieść firmę z kolan. Czy z nowym dyrektorem ds. operacyjnych uda się uratować upadającą markę?
John Chen, CEO BlackBerry, robi co może, aby nie spełniły się czarne wizje analityków i by BlackBerry w końcu wybił się na rynku urządzeń mobilnych. Aby zapobiedz klęsce, Chen zatrudnił nowego dyrektora ds. operacyjnych, Martiego Bearda.
Beard ma przed sobą zadanie najcięższe z możliwych, to na jego barkach spocznie obowiązek dbania o wizerunek firmy oraz rozwijanie bazy aplikacji dla systemu BlackBerry 10. Przy okazji zajmie się wdrożeniem nowych standardów jakości obsługi klienta. Dużo jak na jedną osobę, ale Beard nie wziął się znikąd. Marty, zanim przeszedł do BlackBerry, był szefem LiveOps, firmy świadczącej usługi w chmurze danych. Wcześniej zarządzał projektem Sybase 365, pododdziałem Sybase zajmującym się wdrażaniem aplikacji i usług mobilnych dla biznesu. Pracował również w Oracle jako wiceprezydent ds. e-Commerce.
Chen ma zrobić wszystko, by BlackBerry, tak jak kiedyś pod skrzydłami RIM, kojarzone było z najlepszymi rozwiązaniami dla biznesu, najlepszym wsparciem i najwyższym bezpieczeństwem. Zauważa, że pod przewodnictwem jego poprzednika firma obrała nieprawidłowy kierunek rozwoju. Zamiast inwestować w to, co wyróżniało BlackBerry, Thorsten Heins wdał się w walkę z Apple i Androidem o miano najlepszego, najbardziej wszechstronnego smartfona z wysokiej półki. Tę walkę firma musiała w końcu przegrać.
Jeszcze w marcu John Chen twierdził, że BlackBerry ma 50% szans na przetrwanie i odbudowanie swojej pozycji, ale po zmianach, których ostatnio dokonał, zrewidował swój pogląd. Teraz pozostawia sobie już tylko 20% margines błędu.