Kalifornijski prawnik Hal Levitte, który wydał prawie tysiąc dolarów na reklamy w programie Google AdWords, uważa, że firma oszukała go, wyświetlając promocyjne teksty na niskiej jakości stronach, w tym na zaparkowanych domenach.
Jak szacują eksperci, których wynajął Levitte, około 20% kliknięć pochodziło z domen, na których nie znajdują się (jeszcze) serwisy internetowe. Dostawcy domen często tworzą tego rodzaju strony, zawierające jedynie reklamy, na wykupionych ale nie wykorzystywanych przez nikogo domenach. Inna kategoria to strony, których adres jest bardzo podobny do znanego serwisu internetowego (np. oent.pl czy inetria.pl), zarabiające na pomyłkach użytkowników.
Kliknięcia z takich domen zwykle nie przynoszą reklamodawcom zysku podobnego jak kliknięcia z reklam na szanowanych portalach, czy te pojawiające się obok wyników wyszukiwania dotyczących konkretnej frazy.
Levitte uważa, że nie został odpowiednio poinformowany o tym, że jego reklamy będą się pojawiać również na takich, niskiej jakości stronach. Google aż do marca 2008 nie umożliwiałał też zupełnie rezygnacji z reklamy na zaparkowanych domenach, a nawet teraz opcja ta jest dość dobrze schowana przed reklamodawcami korzystającymi z interfejsu AdWords.
Prawnik pozwał już firmę Google w tej sprawie 11 lipca. Teraz stara się o nadanie sprawy statusu pozwu zbiorowego (ang. class action) i szuka innych osób, które czują się w podobny osób oszukani przez Google. Jeśli znajdzie się odpowiednia liczba chętnych, a sędzia zaakceptuje zbiorowość pozwu, Google może być w poważnych tarapatach, gdyż wyroki w takich sprawach oznaczają często dla korporacji kary o zawrotnych sumach.