Zastanawialiście się kiedyś jakie zabezpieczenia musi posiadać rakieta nuklearna, które chronią przed przypadkowym uruchomieniem? W latach 60-tych i 70-tych były na tyle trywialne, że do uruchomienia procesu zagłady wystarczyło podać kod składający się z ośmiu zer przez czterech żołnierzy. Kto w ogólne mógł dopuścić do czegoś takiego w dziedzinie bezpieczeństwa?
Przypominamy, że akcja dzieje się w USA w czasach zimnej wojny, kiedy to wybuch III wojny światowej był jak najbardziej możliwy. Wielkie mocarstwa wystawiały w stan gotowości wszystkie swoje oddziały, włącznie z rakietami atomowymi. Jakby nie patrząc, wojna czy nie wojna, takie narzędzia zagłady powinny być odpowiednio zabezpieczone. Rakiety nuklearne w tamtych czasach posiadały specjalne urządzenie, które do wystrzelenia pocisku wymagało podania specjalnego kodu autoryzującego. Zabezpieczenie bardzo dobrze odgrywało swoją rolę, ponieważ ręczne odpalenie rakiety było praktycznie niemożliwe. No ok, ale przecież kod zbudowany z ośmiu zer nie daje żadnego bezpieczeństwa. Skąd w ogóle pomysł na taką kombinację?
Argumentowano to tym, że w razie wybuchu III wojny światowej czwórka żołnierzy (tylu trzeba do przejścia procedury weryfikacyjnej) błędnie wpisze kod, co automatycznie opóźni start rakiety. Cóż, według dowódców ryzyko późnego odpalenia lub nie odpalenia rakiety jest większe niż jej przypadkowego uruchomienia… ciekawe myślenie, trzeba przyznać.
Jeszcze raz przypominamy, że ta sytuacja miała miejsce w czasach zimnej wojny i dziś systemy weryfikacyjne są podobno dużo bardziej zaawansowane i lepiej zabezpieczone.
Źródło: Today i foundout