6 października 2014 r prasa podała, że CBA wkroczyło do MSW i będzie szukało dowodów na korupcje w projekcie dowody biometryczne.
Dowody biometryczne wprowadzano w Polsce przez 7 lat. Bezskutecznie. W styczniu 2014 roku MSW poinformowała opinię publiczną, że dowód biometryczny w naszym kraju nie będzie wprowadzony.
Dlaczego względnie łatwego – biorąc pod uwagę jego aspekt techniczny – projektu informatycznego Polskie Państwo nie umiało wprowadzić w ciągu 7 lat? Na to pytanie znajdziemy odpowiedź w e-booku pt. e-korupcja.pl w którym autor precyzyjnie przedstawia kolejne etapy informatycznej klęski III Rzeczpospolitej. Belgia i Estonia nie miały z tym żadnego problemu. Fiasko projektu pl.ID – takie logo miał dowód biometryczny w UE – jest dowodem skrajnej dezorganizacji struktur administracyjnych III Rzeczpospolitej.
Wprowadzenie dowodu biometrycznego miało być:
[..] kluczem do systemów IT administracji publicznej. Takie założenia przyjęto w 2007 r. w projekcie pl.ID ustanowionym na podstawie Planu Informatyzacji Państwa i Strategii Rozwoju Społeczeństwa Informacyjnego. Miał też służyć jako nośnik elektronicznej tożsamości, pozwalający budować sektorowi komercyjnemu e-usługi w sposób nowoczesny i łatwy do wykorzystania przez posiadaczy dokumentu. Miał być pomysłem na wzrost zaufania do tych usług i zwiększenie konkurencyjności polskich firm. Nowy dowód osobisty miał służyć do składania bezpiecznego e-podpisu. W ten sposób chciano zrealizować cel, jakim było wprowadzenie do powszechnego obiegu dostępnej, łatwej w użyciu formy bezpiecznego dokumentu elektronicznego. Miał też zawierać dane potrzebne do jego wykorzystania podczas wyborów, referendów czy w usługach medycznych.
ComputerWorld z 17 kwietnia 2012 r. - Wiesław Paluszyński –Dowód osobisty na wariackich papierach
Cele wprowadzenia biometrycznego – nazwanego w trakcie trwania realizacji projektu „elektronicznym” – dowodu były pragmatyczne i związane bezpośrednio z interesem obywatela, np. likwidacja obowiązku meldunkowego. Adres zamieszkania miał się pojawić w warstwie elektronicznej na tzw. chipie i w momencie przeprowadzki mógł być zmieniony w odpowiednim urzędzie. Dla budżetu przynosiłoby to znaczne oszczędności związane z obowiązkiem każdorazowej wymiany dowodu w przypadku zmiany miejsca zameldowania.
Koncepcja dokumentu była w miarę kompletna, nieodbiegająca od podobnych w najbardziej rozwiniętych krajach UE. Standardy techniczne opublikowane w projektach rozporządzeń wykonawczych i poddane konsultacjom także stawiały ten dokument na podobnym poziomie co najnowocześniejsze dokumenty wydawane w Niemczech i Francji (MasterPlan z września 2007 r.).
Wprowadzenie dowodu biometrycznego związane było także z dostosowaniem naszych dokumentów tożsamości do planów Unii Europejskiej, która od dłuższego czasu planuje wprowadzenie wśród obywateli państw-członków UE Europejskiej Karty Obywatela, na której oprócz dowodu zawarte byłyby także prawo jazdy, co – w sposób znaczący – zintegrowało by struktury administracyjne UE.
W pracach nad Europejska Kartą Obywatela Polska uczestniczyła do końca 2007 r. i co jest warte podkreślenia, miała wpływ na opracowanie standardów związanych z ID-kartami (czyli dowodami osobistymi) w poszczególnych krajach. Polska jako jeden z pierwszych krajów – miałaby posiadać biometryczny dowód, co byłoby ogromnym cywilizacyjnym sukcesem naszego kraju.
Jakie korzyści ekonomiczne mogliśmy uzyskać w momencie wprowadzenia dowodu biometrycznego? Po pierwsze, wprowadzenie dowodu osobistego dałoby praktyczną możliwość masowego upowszechnienia podpisu elektronicznego dla obywateli, co przyspieszyłoby rozwój usług gospodarki elektronicznej, a było nieskutecznie obiecywane już na 2001 rok przez Prezydenta Kwaśniewskiego.
Po drugie, wprowadzenie dowodu biometrycznego przy pomocy środków unijnych umożliwiłoby rządowi polskiemu wykorzystanie pieniędzy z UE przeznaczonych na rozwój zabezpieczeń biometrycznych coraz powszechniej stosowanych na świecie; specjaliści obliczyli, że Polska mogłaby w latach 2011-2015 uzyskać z UE od 2 do 3 miliardów złotych, co stworzyłoby w Polsce warunki do rozwoju nowego rynku oprogramowań elektronicznych.
Po trzecie, wprowadzenie dowodu biometrycznego wymusiłoby na bankach zastosowanie w transakcjach kartami zabezpieczeń biometrycznych co skutkowałoby inwestycjami w tej dziedzinie informatyki.
Jednak realizacja projektu pl.ID od samego początku obciążona była potencjalnym konfliktem z użytkownikami dowodów biometrycznych, którzy mają dość wszechobecnej kontroli obywateli przez agendy państwa. Co gorsza, o realizacji tego projektu obywatele III Rzeczpospolitej nic nie wiedzieli („Rzeczpospolita” z 22 stycznia 2010 r. – Katarzyna Szymilewicz – „Wielka baza danych budzi kontrowersje”).
Jak wyglądała jego praktyczna realizacja, czyli ile zaplanowano przetargów, ile ich rozstrzygnięto, kto je realizował? Zero informacji lub informacje ukryte przed obywatelami (o czym za chwilę). Projekt unijny – a takim przecież był pl.ID – rządzi się ściśle określonymi prawami, z których najważniejszy jest obowiązek całkowitej transparentności, czyli obowiązek informowania obywateli o postępach projektu, jego celach, wydatkach itd. W Hiszpanii na oficjalnej stronie www.dnielectronico.es można znaleźć wszystkie niezbędne informacje o tamtejszym elektronicznym dowodzie osobistym. Można na nim przeczytać, kiedy możemy posługiwać się dokumentem oraz jak tego dokonać. Umieszczona jest też instrukcja podłączenia dokumentu do domowego czytnika i posługiwania się nim w kontaktach prywatnych. Podobne portale powstały w Wielkiej Brytanii, Belgii, Estonii.
W latach 2008-2010 na stronie internetowej MSWiA o tym jednym z trzech największych projektów informatycznych w UE nie było ani słowa! Były zakładki o PESEL2 (dawno ukończonym), CEPiK, Polsce cyfrowej. Ładnie brzmi, ale o projekcie, który dotyczył każdego z nas i na którym firmy informatyczne miały zarobić mnóstwo pieniędzy, nic. Ponieważ było to niemożliwe, zainteresowany projektem – tak jak niżej podpisany – rozpoczynał poszukiwania na portalu MSWiA (Rezultaty tych badań przedstawiłem w roku 2010 w licznych artykułach, na które MSWiA nie reagowało (patrz np. Dziennik „Rzeczpospolita” z 5 lutego 2010 r., Piotr Piętak, „W internetowym podziemiu”).
U góry stronicy znajdowaliśmy zakładkę „Informatyzacja”, po kliknięciu na nią pojawiały się nowe zakładki, ale nie było wśród nich linku do naszego projektu. Szukamy więc dalej, zaczynamy sprawdzać, co się kryje pod nazwami e-elementarz, e-puap i w końcu w zakładce „Centrum Projektów Informatycznych”, którego dyrektorem w tym czasie był Andrzej M. znajdowaliśmy nasz projekt.
Podsumujmy: informacje o projekcie pl.ID znajdowały się na trzecim poziomie zakładek, czyli w internetowym podziemiu. Gdy ktoś chciał się dowiedzieć w końcu czegoś konkretnego o projekcie, klikał napis „pl.ID”, i stwierdzał – z niejakim zdziwieniem – że na stronicy poświęconej wprowadzeniu dowodu biometrycznego nie było żadnych informacji. Jakich informacji brakowało?
Po pierwsze, każdy projekt unijny powinien być prowadzony przez tzw. Komitet Sterujący, których członków mianuje minister – w tym wypadku – MSWiA. Czy taki komitet został powołany? Czy podjął jakieś decyzje, a jeśli tak, to jakie? A może nie został powołany i wszystkie decyzje były nieprawomocne w świetle unijnego prawa?
Po drugie, każdy unijny projekt powinien być opisany w dokumencie nazywanym MasterPlan. Dokument ten, stale aktualizowany, odzwierciedla zmiany wprowadzane w trakcie realizacji projektu. Dlaczego na stronicy nie można było odnaleźć jego aktualizacji? Poprzedni rząd przyjął MasterPlan dla pl.ID. Czy rząd premiera Tuska wprowadził w nim zmiany? Czy w ogóle MasterPlan istnieje i istniał? Nic o tym nie wiemy, ponieważ zamiast informacje o projekcie pl.ID upowszechniać, urzędnicy MSWiA starannie je ukrywali. Bawili się w chowanego z obywatelami III Rzeczpospolitej.
Zadajmy pytanie: po co rząd zamierzał wprowadzić dowód biometryczny? Po to by obywatel zmieniając miejsce zamieszkania nie musiał zmieniać plastikowego dowodu osobistego, na którym adres jest wygrawerowany? Co należy w takim wypadku zrobić?
Odpowiedź – w erze elektroniki – jest ewidentna: zapisać na chipie adres i w momencie przeprowadzki zmienić go w uprawnionym do tego urzędzie. Takie było najogólniejsze założenie projektu pl.ID (dowód biometryczny) w chwili jego rozpoczęcia wiosną 2007 r. Wszystkie urzędy oraz miejsca sprzedaży w których wymagane jest okazanie dowodu osobistego miały być wyposażone w tzw. czytniki. Mechanizm sprawdzania miejsca zamieszkania i meldunku obywatela byłby w takiej sytuacji niezwykle prosty. Urzędnik wkładałby dowód do czytnika i na jego ekranie wyświetlony byłby adres zamieszkania, który można by w razie przeprowadzki zmienić.
Co zrobiło natomiast MSWiA? Pierwszą decyzją ministra MSWiA z rządu PO była likwidacja zakupu czytników, powstawało w takiej sytuacji pytanie: w jaki sposób urzędnik będzie wiedział gdzie posiadacz dowodu mieszka? Otóż na to pytanie rząd znalazł niezwykłe rozwiązanie: zlikwidował po prostu w ustawie o dowodach osobistych adres i rzeczywiście nie zamieszczając adresu nawet w chipie, problem wymiany dowodu w przypadku przeprowadzki automatycznie znika.
Czy w takim razie w Polsce od 1 stycznia 2013 roku miał zniknąć obowiązek meldunku? Nie, ponieważ ustawa o ewidencji ludności uchwalona w 2011 w praktyce utrzymuje obowiązek meldunkowy. Z punktu widzenia obywatela zmiana opisana w projektowanej ustawie nie wnosi zasadniczej różnicy.
Zamieniono nazwę „adres zamieszkania” na „podstawowy adres zamieszkania” (co ten absurd miał oznaczać?). Obywatel został zobowiązany do terminowego (3 miesięcznego) informowania właściwego urzędu o zmianie adresu. Oczywiście są zmiany usprawniające procedurę zmiany adresu – tak jak było to projektowane w projekcie PESEL2, zmiana nastąpi tylko w nowym urzędzie, a urząd ten sam poinformuje dawny urząd o zaistniałej sprawie. Czyli nowa ustawa gwarantowała, że obywatel nie musiałby się wymeldowywać ze starego miejsca zamieszkania.
W ustawie o ewidencji brak jest logicznego wyjaśnienia, jaka jest różnica między adresem zamieszkania a podstawowym adresem zamieszkania i dlaczego ten drugi nie jest włączony do elektronicznego dowodu osobistego. Po stronie obywatela projektowana zmiana nie wnosiła nic nowego. Z punktu widzenia formalnego, dla obywatela dogodne byłoby aby ten adres znalazł się na dowodzie.W zamian tego, MSWiA planował wydawać zaświadczenia w formie papierowej, co skutkowałoby sporymi problemami.
Po pierwsze obywatel dotychczas miał jeden dowód tożsamości na którym także zapisany był jego adres, od 1 stycznia 2013 roku obowiązywałyby dwa dokumenty: jeden elektroniczny, drugi papierowy. Czysty absurd bo w konsekwencji modernizacji i informatyzacji, zamiast jednego dowodu otrzymalibyśmy dwa, przy czym ten drugi byłby oczywiście także w niedalekiej przyszłości „zinformatyzowany”.
Opisaliśmy dokładnie przebieg nieudanego projektu pl.ID, ponieważ badając próby jego realizacji widać jak na dłoni, podstawowe mechanizmy korupcjogenne, brak nadzoru władzy politycznej nad przebiegiem realizacji projektu, brak przejrzystości prowadzenia projektu, brak informacji na temat jego realizacji w środkach masowego przekazu, permanentne naruszanie norm antykorupcyjnych obowiązujących w Unii Europejskiej, oraz traktowanie prawa jako narzędzia do zarabiania pieniędzy. Jednak te wszystkie mechanizmy ich negatywne skutki na funkcjonowanie państwa, bardzo trudno udowodnić. Jeden z wybitniejszych znawców procesu informatyzacji administracji publicznej w Polsce, tak podsumował klęskę projektu pl.ID:
Projekt, mający uporządkować infrastrukturę najważniejszych rejestrów w państwie zakończył się niepowodzeniem. Wielka szkoda i zmarnowana kolejna szansa oraz wysiłki ostatnich ośmiu lat urzędników, informatyków administracji publicznej, firm IT. To, co pozostaje, można nazwać szczątkami świetlanego pomysłu o rejestrach referencyjnych, integracji, nowoczesnej e-administracji. Zabrakło wyobraźni, dobrych chęci, wsparcia politycznego. Projekt nie rozbił się jednak na rafach IT, ale na górze lodowej, która nazywa się “biznes”, “gra interesów”.
Computerworld z 22 maja 2012 r. - Zbigniew Olejniczak - „Jak pogrzebano projekt pl.id?”
Na czym polegała „gra interesów” informatycznego biznesu w Polsce w trakcie prób realizacji projektu pl.ID, nie wiemy – a dokładniej możemy się domyślać na czym, ale bardzo trudno to udowodnić. Czy to jakaś firma dała łapówkę urzędnikom by zlikwidowali na dowodzie informacje o adresie obywatela, co wywracało do góry całą filozofię projektu m.in. likwidowało potrzebę rozpisania przetargu na czytniki?
To są tylko domysły, natomiast w przypadku następnego – także rewolucyjnego projektu – który był bezpośrednim zapalnikiem infoafery – korupcja jest obecna prawie w każdym momencie jego realizacji. Mam na myśli projekt e-posterunek, realizowany w Komendzie Głównej Policji i w Centrum Projektów Informatycznych MSWiA w latach 2006-2014. W obu tych państwowych instytucjach, przy realizacji e-posterunku, bierze udział nasz główny bohater Andrzej M.