Ładowanie smartfona. Czynność prosta i obecnie tak pospolita jak mycie zębów. Tak przynajmniej mogłoby się wydawać… gdyby nie fakt, że zdecydowana większość użytkowników telefonów robi to źle.
Pewnie każdy z nas zna z autopsji następującą sytuację: kupujemy smartfona, wszystko jest pięknie i ładnie, aż tu po 10 czy 12 miesiącach nagle zauważamy, że bateria w telefonie zachowuje się znacznie gorzej niż na początku. Efektem jest przykra konieczność ładowania telefonu np. dwa razy dziennie. A to już troszkę za dużo.
Co w tej sytuacji robimy? Narzekamy. Na telefon, na producenta, na żądne zysku koncerny, które celowo zmuszają nas do wymiany telefonu po kilkunastu miesiącach “bo słaba bateria”. Zdarzają i się tacy, którzy z tego powodu oddają telefon do naprawy w ramach gwarancji. Czy ktoś z nas jednak uderzy się w pierś i zapyta sam się siebie: czy mogłem zrobić coś inaczej? Gdzie popełniłem błędy?
Siedem grzechów głównych ładowania telefonów
Smutna prawda jest taka, że najczęstszą przyczyną problemów z baterią w telefonie jest to jak go ładujemy. A robimy to – zazwyczaj – źle. Oto najczęściej popełniane błędy:
- Całkowite rozładowanie smartfona. Akumulatory litowo – jonowe najlepiej “czują się” gdy są naładowane w 30 – 80%. Podłączenie ładowarki gdy poziom baterii spadnie do kilku procent albo nie daj Boże do zera, nie jest więc dobrym pomysłem i skraca żywotność akumulatora.
- Ładowanie do pełna. Równie złym pomysłem jest ładowanie telefonu do maksymalnej wartości i przekraczanie górnej granicy strefy komfortu, co wynika bezpośrednio z poprzedniego punktu.
- Zostawianie telefonu pod ładowarką sieciową na noc. Częsta i bardzo zła praktyka, która oznacza, że smartfon ładuje się najpierw do pełna, a potem gdy poziom baterii spadnie o 1%, ładowanie zaczyna się znowu. I znowu i znowu… W efekcie w ciągu jednej nocy wykorzystujemy wiele cykli ładowania akumulatora, których ilość jest ograniczona i określa żywotność ogniw.
- Jazda na podpiętej ładowarce samochodowej. Ten sam problem co wyżej dotyczy też ładowania telefonu w aucie. Jadąc w dłuższą podróż, popularne jest podpięcie smartfona pod ładowarkę np. na 8 godzin bez przerwy. Efekt jest taki sam jak wyżej. Lepiej naładować telefon do pełna, odpiąć ładowarkę i podpiąć ją znowu gdy poziom baterii spadnie np. do 20%.
- Ładowanie bezprzewodowe. Fajne, wygodne i… zabójcze dla baterii. Ładowarki bezprzewodowe nagrzewają akumulatory do bardzo wysokich temperatur. Tymczasem nasze ogniwa baaardzo nie lubią temperatur wyższych niż 30 stopni.
- Korzystanie z szybkich ładowarek. Analogicznie jak wyżej. Ładowarki sieciowe są obecnie wyposażane w technologie szybkiego ładowania i/lub wysokie natężenia prądu. Przyspiesza to proces ładowania, ale zwiększa jednocześnie temperaturę baterii, czego – jak już powiedziano – lepiej unikać.
- Ładowanie telefonu “w złym otoczeniu”. Znowu kwestia temperatury, tym razem w kilku kontekstach. Zdarza się bowiem dość często, że telefon podłączony pod ładowarkę zostawiamy na słońcu lub w nasłonecznionym miejscu (np. pod oknem). Albo kładziemy go na pracującym komputerze. Albo ładujemy go w zamkniętym, grubym etui. To wszystko sprawia, że akumulator osiąga wyższe temperatury niż gdyby tych czynników nie było.
Jak poprawnie ładować telefon?
Choć popularnych grzechów jest co najmniej siedem (a znalazłoby się pewnie więcej), dość łatwo je wyeliminować. Wystarczy wbić sobie do głowy, że telefon ładujemy z poziomów 20-30% do 80-90%, że nie trzymamy go pod ładowarką dłużej niż 2 godziny oraz że robimy to wszystko w temperaturze pokojowej – około 20 stopni.
Te trzy proste czynności pozwolą Ci zwiększyć żywotność akumulatorów w Twoim smartfonie / powerbanku / tablecie / itd. i sprawić, że nawet po dwóch latach będzie on pracować bez ładowarki rozsądną ilość czasu. Co w dobie niewymiennych baterii wydaje się być szczególnie ważne.