Jest wiele metod strzelenia sobie w stopę. Można to zrobić wykorzystując do tego nietypowe języki programowania. Można też zrobić to co Microsoft zrobił właśnie na Islandii…
A było to tak…
Microsoft na całym świecie sprzedaje większość licencji na swoje produkty za pomocą sieci partnerów zwanych MCP (Microsoft Certified Partner). Podobnie oczywiście dzieje się w Islandii.
Zwykle kontrakt wygląda następująco:
- MCP sprzedaje 3-letnią licencję na Windows i Office firmie XYZ.
- Firma XYZ płaci MCP w rocznych ratach.
- MCP w podobnych ratach oddaje większość zysku ze sprzedaży firmie Microsoft, sobie pozostawiając marżę, dzięki której MCP funkcjonują.
Wszystko działa pięknie dopóki gospodarka jest w dobrym stanie. W zeszłym roku Islandia staneła na progu bankructwa. W tym małym kraju upadło w ciągu miesiąca półtora tysiąca firm. Firmy te wykorzystywały oczywiście oprogramowanie Microsoftu. I oczywiście po ogłoszeniu bankructwa przestały płacić za licencje MCP.
I w tym momencie pojawił się Microsoft, który, zgodnie z umową z MCP, żąda zapłaty corocznych opłat licencyjnych. Tyle, że MCP nie ma pieniędzy, bo nie dostało ich od firm, które te po ogłoszeniu bankructwa nie są w stanie zapłacić.
Co więc robią partnerzy Microsoftu? Co mniejsi upadają. Co więksi lawirują jak mogą próbując się restrukturyzować zwalniając wszystkich pracowników i zatrudniając ich po głodowych stawkach. Co sprytniejsi przestawiają się na wolne oprogramowanie i przekonują do instalowania go w tych firmach, które jeszcze nie padły.
Bardzo ciekawa, acz mocno subiektywna historia tego wydarzenia do przeczytania jest na blogu smari.yaxic.org pod wszystko mówiącym tytułem “Microsoft Skull-fucks Iceland’s Economy, Contracts Syphilis”. A komentarze poczytać warto zarówno na blogu jak i na Slashdocie, skąd dowiedziałem się o tej historii.