Unia nie daje nam odpocząć. Ledwo udało się wspólnymi siłami odłożyć w czasie zamach na neutralność sieci i prawa człowieka, a już mamy kolejny potencjalny bubel. Według nowego pomysłu programiści mają odpowiadać prawnie za kod który napisali.
Podobnie jak lekarze odpowiadają, za błędy w sztuce.
Porównanie jest moje, nie unijne. Przyznaję się bez bicia, że nie czytałem kontrowersyjnych propozycji, a opieram się jedynie na źródłach: artykule w ZDNet: EC wants software makers held liable for code oraz tekście w Inquirer o zaiste pdobnym tytule: EU wants software makers responsible for code. O sprawie pisze też CNet i zapewne mnóstwo innych serwisów (w tym polski Gryziemy.net).
O co chodzi? Według tych źródeł, panie Viviane Reding i Meglena Kuneva pragną większych praw dla konsumentów. Konsument powinien wiedzieć dokładnie do czego służy oprogramowanie, którego używa i co mu grozi jak będzie je wykorzystywał niezgodnie z przeznaczeniem. Kojarzycie zapewne napisy ostrzegawcze na amerykańskich słoikach, nożyczkach czy żyletkach typu “połknięcie grozi śmiercią”. Podobnie być może będzie niedługo wyglądać sprawa z oprogramowaniem.
A może i nie, bo sprawa jest oczywiście bardziej skomplikowana. To co przedstawiły ww. panie to tylko propozycja i chodzi o zakrojony na szeroką skalę program unifikacji przepisów dotyczących takich spraw jak spam, licencjonowanie utworów, prawa autorskie, dozwolony użytek, etc, ochrzczony mianem “Agendy cyfrowej”, nad którą prace trwają już od 2007 roku.
Bardzo obszerny komentarz na ten temat pojawił się w serwisie VaGli: “Agenda cyfrowa” Komisji Europejskiej z projektem dyrektywy w sprawie praw konsumentów w tle i polecam przeczytanie go uważnie przed dodaniem komentarza.