W Stanach Zjednoczonych trwa walka o neutralność sieci. Naprzeciw siebie stanęły koncerny ISP i organizacje walczące o ogólnie rozumianą wolność. Skutki podjętych decyzji mogą zaważyć na przyszłości Internetu.
W zeszłym roku Comcast, największy amerykański dostawca, utrudnił przesyłanie danych protokołem BitTorrent. To zapoczątkowało debatę dotyczącą przyszłości Internetu jako wolnego medium i uprawnień jakie mają dostawcy.
Obecnie członek Kongresu, Edward Markey, forsuje ustawę, która miałaby zagwarantować pełną neutralność sieci, zabraniając dostawcom internetu (ISP) filtrowania treści zależnie od wykorzystanego protokołu:
Stoimy przed wyborem. Możemy zachować to udane medium z całą wolnością, jaką ono niesie, lub pozwolić operatorom w fundamentalny sposób zmienić to, jak Internet historycznie funkcjonował. Czy chcemy to zrobić?
Zupełnie innym językiem posługują się przedstawiciele ISP, posiłkowani profesorami znanymi z występowania w ich obronie. Twierdzą oni, w przeciwieństwie do Markeya i jego zwolenników (m.in organizacji Free Press), że tylko umożliwienie dostawcom kontroli nad przesyłanymi bitami umożliwi zachowanie Internetu takim jakim go znamy.
Swoje trzy grosze dorzuca również RIAA, która twierdzi, że neutralność sieci kłóci się z walką z piractwem i nie należy w jej imieniu umożliwiać piratom bezkarnego prowadzenia działalności.