Większość “prawdziwych” programistów nie nazwałaby front-endowca nawet koderem 😉 Coś w tym jest, bo oprócz wiedzy czysto technicznej front-end pojmowany szeroko zawiera w sobie i coś ze sztuki, i filozofii, i psychologii, czy szerzej — antropologii.
Przemyślenia w tekście mieszczą się raczej w kategorii ścisłych, ale są dobrym startem do dalszych rozważań.
Szafowanie szeroką gamą branżowych terminów nie czyni z Ciebie specjalisty. Spotykałem osoby, które twierdziły, że wiedzą, co to dostępność, użyteczność i inne takie… No, zresztą, sami dobrze wiecie… Większość z nich, zapytana o szczegóły, rzucała jednak podstawowymi określeniami, które można bez trudu znaleźć po 30 sekundach wyszukiwania w sieci.
Bardzo często ktoś, coś tam słyszał, jednak nie przypomina sobie szczegółów. Nielsen, Don’t let me think. A! I o niepełnosprawnych coś było! Prawie jak na lekcji biologii… Problem w tym, że tak jak lekarz podczas operacji nie sięga po podręczniki, by dowiedzieć się, gdzie mieści się serce, tak programista front-end nie myśli dwie godziny nad tym, jak działa, dajmy na to, hierarchia nagłówków.