Państwo Środka po raz kolejny próbuje przeforsować ustawę, która zmusi użytkowników do występowania w sieci wyłącznie pod swoim prawdziwym imieniem i nazwiskiem.
Gdy internet wypłynął na szerokie wody, jedną z jego największych zalet była anonimowość, jaką zapewniał uczestnikom globalnej sieci. Choć zdeterminowani przedstawiciele władz w większości przypadków mogli poznać tożsamość internautów, dopóki nie złamali prawa, nie byli na celowniku służb. W ostatnich czasach sytuacja uległa zmianie, o czym dowiedzieliśmy się dzięki przeciekom ujawnionym przez Edwarda Snowdena. Lecz nawet mimo tego, że służby nieustannie monitorują poczynania internautów, to dla innych użytkowników sieci wciąż możemy być anonimowi. Chiny będą walczyć nawet z tą odrobiną wolności.
Rząd w Pekinie po raz kolejny przymierza się do przymuszenia mieszkańców Chin do używania w sieci wyłącznie prawdziwych danych osobowych, grożąc tym, którzy nie podporządkują się nowym zasadom, całkowitym odcięciem od dostępu do sieci.
Nad wprowadzeniem takich regulacji zastanawiano się już od kilku lat. Dopiero ostatnio udało się rządzącym przepchnąć nowe prawo, które już od 1 marca uderzy w chińskich internautów. Ci wszyscy, którzy będą podszywać się pod inne osoby, organizacje, przedstawicieli rządu czy innych oficjeli, zostaną zbanowani. Prawo wprowadzono w trosce o to, by zapobiegać dezinformacji, którą można szerzyć za pośrednictwem fałszywych kont liderów politycznych czy ludzi kultury. Nowa regulacja ma zminimalizować liczbę nieprawdziwych informacji, które krążą po sieci.
Prawo uderzy również w deweloperów aplikacji komunikacyjnych, które będą musiały się do niego dostosować. Popularne serwisy pokroju Weibo czy WeChat zapowiadają, że zrobią wszystko, by funkcjonować w zgodzie z nowymi regulacjami.
Chiny, choć z roku na rok coraz bardziej otwierają się kulturowo na państwa Zachodu, wciąż nie chcą oddać w ręce obywateli narzędzi do swobodnej, anonimowej komunikacji, licząc na to, że sprawując nadzór nad wszystkimi użytkownikami sieci, będą w stanie lepiej rządzić narodem i zapobiegać wszelkiego rodzaju buntom i rewolucjom.
W Europie na razie nie słychać o tym, by poważnie pracowano nad podobnymi regulacjami. Nie można jednak wykluczać, że ktoś w końcu wpadnie na równie „genialny” pomysł i zechce uszczęśliwić nas na siłę, urzędowo chroniąc przed mistyfikacją i dezinformacją, która czai się we wszystkich zakątkach sieci.
Dodaj komentarz