Quo vadis, Linux?
Choć od wielu lat w sieci ogłaszany jest „rok Linuksa”, to większość już bierze to za nudny i nieśmieszny żart. Pomimo sporego udziału systemów GNU/Linux na serwerach, routerach czy smartfonach (samego jądra), to na desktopie nigdy nie osiągnął nawet 2%. Kilka ambitniejszych firm (na czele z Canonical i Vavle) próbuje od jakiegoś czasu udowodnić, że „pingwin” jest w stanie zastąpić OS’y konkurencji, lecz zazwyczaj wychodzi im to z mizernym skutkiem. Zapewne wielu z Was wie, gdzie często leży problem opensource’owych dystrybucji – w oprogramowaniu i konfiguracji systemu. Choć kwestia aplikacji jest jeszcze do przełknięcia (alternatywy, Wine) to często zdarza się, że po instalacji Linuksa zaczynamy mieć problemy a to z kartą graficzną, a to z siecią bezprzewodową, a to ze stabilnością systemu… przykładów można mnożyć naprawdę wiele. Nawet jeżeli uda nam się doprowadzić system do ładu, to przez jedną aktualizację może wszystko trafić szlag. Sam swego czasu próbowałem się „zaprzyjaźnić” z którąś z dystrybucji, lecz zawsze pojawiał się jakiś problem.
W poszukiwaniu dystrybucji idealnej
Ostatnio miałem sytuację w której na leciwym laptopie musiałem postawić jakiś system do domowego użytku. Windows XP na tym sprzęcie chodził tragicznie, więc instalowanie nowszych wersji systemów nie wchodziło w grę. Wobec tego doszedłem do wniosku, że trzeba będzie spróbować zainstalować jakiegoś Linuksa. Wobec tego rozpocząłem długie poszukiwania, które zaprowadziły mnie do prawdopodobnie najlepszej dystrybucji GNU/Linux dostępnej w Internecie – Manjaro.
Manjaro Linux to dość młoda dystrybucja (pierwsze wydanie z 20-go sierpnia 2012 roku) bazująca na Arch Linux i zapoczątkowana przez trzech panów: Philipa Müllera, Rolanda Singera i Guillaume Benoita. Z założenia ma ona być „szybką, wielozadaniową i lekką dystrybucją dającą dostęp do bardzo świeżego oprogramowania” i skierowaną do początkujących oraz średniozaawansowanych użytkowników. Wczytując się w informację zawarte na stronie projektu, poznamy bardziej szczegółowe dane na temat samej dystrybucji. Manjaro jest systemem typu „rolling release” (po instalacji aktualizację dostarczane są na bieżąco) w wersji 32 lub 64bit, ze środowiskiem graficznym XFCE i z dostępem do repozytoriów Archa.
Po przeczytaniu forum, oraz kilku innych stron w sieci uznałem, że warto dać szansę tej dystrybucji. W końcu sam Arch należy do jednych z najlżejszych i najszybszych z rodziny Linux. Ciekawiło mnie jednak, jak tym razem zakończy się przygoda z „pingwinem”…
No to zaczynamy!
Większość nowoczesnych instalatorów dla systemów GNU/Linux jest już na wysokim poziomie i pozwala na prostą i szybką instalację systemu, w tym przypadku nie było inaczej. Instalator systemu (pomimo niepełnego tłumaczenia) nie sprawia najmniejszych problemów i w prosty sposób pozwala w 15-30 minut postawić Linuksa na komputerze. Po ponownym uruchomieniu komputera wita nas prosty i czytelny ekran logowania. Wybieramy użytkownika, wpisujemy hasło i po chwili już widzimy swój pulpit roboczy.
Wszystko proste, czytelne, lekko minimalistyczne (w końcu XFCE). Po prawej stronie paska menu znajdują się wszystkie powiadomienia i informację. Jeżeli coś wymaga naszej uwagi, to pojawi się chmurka pop-up w prawym górnym rogu (podobnie jak w Ubuntu, czy Windows 8). W menu start wszystkie aplikacje poukładane są w kategoriach. Po przejrzeniu listy programów znajdziemy tutaj bardzo przydatne i popularne aplikacje np. LibreOfiice, PDF readera, GIMPa, Firefoksa, Thunderbirda, Pidgina, VLC, Xniose, a nawet Steama! Muszę przyznać, że podstawowe programy robią bardzo pozytywne wrażenie. Z doświadczenia wiem, że często po instalacji jakieś dystrybucji trzeba było od razu przechodzić do menadżera pakietów, by wywalić jakąś część aplikacji i zastąpić je swoimi. Tutaj praktycznie nic takiego nie musiałem robić.
Czas na próbę sił
Początek jest jak najbardziej obiecujący, lecz czas przejść do tematu który zawsze zniechęcał mnie do linuksowych systemów – kompatybilność ze sprzętem. Po sprawdzeniu w Manjaro kolejno wszystkich głównych podzespołów doszedłem do wniosku że… wszystko działa! Połączenie z siecią bezprzewodową odbyło się bez problemu, łączenie urządzeń bluetooth również, klawisze funkcyjne spełniają swoją funkcję, drukarka HP (po chwili) była gotowa do pracy, sterowniki do grafiki zainstalowane… jestem lekko zdumiony. Korzystając z dobrej passy wykonałem (o zgrozo) test przejścia ze sterowników otwartych na własnościowe. W menadżerze ustawień Manjaro znajduje się funkcja pod nazwą „wykrywanie sprzętu”. Po jej uruchomieniu otrzymujemy okno, w którym możemy zobaczyć jaki sterownik jest zainstalowany i czy jest on otwarto-źródłowy. Zmiana odbywa się w bardzo prosty sposób. Za pomocą PPM wybieramy sterownik do instalacji, a następnie tym samym sposobem sterownik do usunięcia. Uruchamiamy ponownie komputer i voila, wszystko działa bez najmniejszego problemu.
Zobaczmy co tu jeszcze mamy…
Skoro od strony sprzętowej wszystko działa bez problemu, a niezbędne programy są zainstalowane, to można przyjrzeć się bliżej samemu systemowi. Jak wspomniałem wcześniej, Manjaro oficjalnie dostarczane jest ze środowiskiem XFCE, które w przeciwieństwie do GNOME i KDE, nie przeszło większych rewolucji w wyglądzie i funkcjonalności. Dzięki temu interfejs pomimo swojego minimalizmu i prostoty, jest lekki (<20% pamięci RAM, zazwyczaj ok. 200MB), przejrzysty i bardzo czytelny, a za sprawą dostarczonej skórki, również przyjemny dla oka. Poruszanie się po systemie jest bezproblemowe i większość ludzi nie powinna mieć problemu z odnalezieniem zainstalowanej aplikacji, czy plików i folderów znajdujących się na dysku.
Jeżeli chodzi o ilość ustawień, to początkujący jak i również zaawansowani użytkownicy znajdą tu coś dla siebie (choć ci pierwsi w pewnym momencie mogą się trochę pogubić). Odnaleźć można tutaj ustawienia dotyczące myszki, klawiatury, firewalla, ekranu itp., jak również te do których zajrzą tylko linuksowi zapaleńcy (edytor typów MIME, czy ustawień Xfconf). Jednak najciekawszą opcją w tej sekcji jest moim zdaniem „manjaro settings manager”. To właśnie w tym miejscu twórcy dystrybucji tworzą coś na kształt „panelu sterowania” znanego z systemów NT. Choć na razie jest tu ubogo, to są dwie funkcje które wywołują uśmiech na mojej twarzy. Jedna z nich to wcześniej omawiane „wykrywanie sprzętu” natomiast druga to... „jądro”. Dzięki niej otrzymujemy możliwość wybrania kernela dla naszego systemu (np. z długim okresem wsparcia, lub najnowszy). Za pomocą jednego przycisku dokonujemy wyboru, czekamy aż zostanie pobrany i po restarcie możemy się cieszyć nowym „jajkiem” :-).
Jeżeli już jesteśmy w temacie pobierania, to trzeba wspomnieć o instalacji i usuwaniu pakietów z systemu. Tutaj niestety Manjaro zalicza swój pierwszy minus. Menadżer choć co prawda jest, to korzystanie z niego będzie przyjemne jedynie dla starych i zagorzałych użytkowników systemów Linux. Pamac (bo tak brzmi jego nazwa) należy do najprostszych i najbardziej prymitywnych menadżerów pakietów w systemach GNU/Linux. Nie znajdziemy tutaj żadnego menu kategorii, inteligentnej wyszukiwarki, systemu oceniania aplikacji, czy ikonek i zrzutów ekranu aplikacji. Mamy do dyspozycji wyłącznie podstawowy podział, opcję szukaj i wyniki wyszukiwania. Znając nazwę aplikacji nie ma problemu z jej instalacją, lecz zapomnijmy o beztroskim przeszukiwaniu repozytoriów w celu trafienia na coś ciekawego.
Na szczęcie dalej już jest tylko lepiej. Wszelkie prace wykonywane na tej dystrybucji przebiegają bardzo szybko i sprawnie. Mając porównanie z Windowsem XP na tej samej maszynie muszę przyznać, że sprzęt otrzymał nowe życie. Korzystanie jednocześnie z przeglądarki internetowej, LibreOffice i aplikacji do muzyki nie powoduje żadnych zastojów w systemie. Wcześniej próba pracy pod takim „obciążeniem” kończyła się najczęściej dłuższym przycięciem całego systemu lub jego całkowitym zawieszeniem. Tutaj nie spotkałem się z „lagiem” dłuższym niż jedna sekunda. W tej kwestii Manjaro jest niekwestionowanym liderem i nie jeden system powinien brać z niego przykład.
Jest dobrze i czekam na więcej!
Choć sama dystrybucja urzekła mnie pod wieloma względami, to wiem że do ideału nadal trochę brakuje. Menadżer pakietów „straszący” swoją prostotą i klasycznością, znacznie odbiega od aktualnych standardów znanych z Ubuntu , OSX czy Windows 8. Poszukiwanie aplikacji bez znajomości nazwy zmusi nas do skorzystania z wyszukiwarki Google. Mnogość opcji w menu ustawień również może doprowadzić niektórych do zawrotu głowy. Choć jest tam sporo ustawień które można „wyklikać”, to nadal znajdą się takie, które zmuszają użytkownika do zapoznania się ze strukturą systemów GNU/Linux. Zdarzają się również dziwne przypadki losowe: Raz po instalacji systemu miałem sytuację, gdzie nie mogłem dokonać aktualizacji (wyskakujący komunikat o błędzie). Jako że w systemie jest również tekstowy menadżer aktualizacji „pacman” wystarczyło wejść do terminala i zastosować odpowiednią komendę (sudo pacman -Syu). Choć później nie miałem takich problemów, to jednak dla przeciętnego Kowalskiego taka sytuacja może okazać się nie do przejścia.
Opisane niedociągnięcia są jednak tylko niedociągnięciami i nie stanowią problemu nie do przejścia. Dystrybucja jest bardzo prężnie rozwijana i już nadciąga kolejna większa aktualizacja (0.9.0), która zapewne naprawi większość napotkanych usterek. Sam system (pomimo młodego wieku) zachowuje się nadzwyczaj dobrze i nadal jestem w szoku, że grupka pasjonatów jest w stanie zrobić to, czego nie potrafi większość profesjonalistów pracujących nad innymi dystrybucjami – stworzyć Linuksa dla każdego, który po prostu działa.
P.S. Dla zainteresowanych podaję specyfikację laptopa wykorzystanego do opisanych testów:
Procesor: Intel Pentium Dual-Core T2080 1.73 GHz; Karta Graficzna: ATI Radeon Xpress 1100; Pamięć: 1024MB RAM (współdzielona z grafiką); Dysk: 40GB 5400RPM;
P.S.2. Choć zrzuty ekranu zostały wykonane na maszynie wirtualnej, to wszystkie podane przeze mnie przykłady zostały zastosowane na prawdziwej maszynie o ww. specyfikacji. Podobne próby podejmowałem również na kilku innych komputerach, gdzie również zaszła potrzeba instalacji lekkiego systemu.
Dodaj komentarz