Zmieniają się czasy, zmienia się też sposób przyswajania wiedzy. Udacity przekonuje, że powinniśmy doszkalać się za pośrednictwem internetu.
Powszechne systemy edukacyjne nie nadążają ze zmianami na rynku technologicznym, dlatego jeśli chcemy być ekspertami w swojej dziedzinie, musimy ciągle kształcić się i poszerzać swoje kompetencję. Wejść na rynek start-upów też nie jest łatwo, ale zespół Udacity wie, jak to osiągnąć. A na realizację swoich planów udało mu się zebrać 35 milionów dolarów od korporacji z całego świata.
Na początku tego roku firma wystartowała, przy współpracy z AT&T, z programem nanodegree, który ma wyszkolić przyszłych programistów w bardzo specyficznych dyscyplinach, tak by mogli w przyszłości łatwiej znaleźć pracę w zawodzie. Był to pierwszy krok w ramach stowarzyszenia Open Education Alliance prowadzonego przez Udacity, które ma za zadanie rozpoznać potrzeby rynku i ułatwić pracodawcom znalezienie wykwalifikowanej kadry.
Udacity dopiero się rozkręca i planuje rozpocząć kolejne programy mikroszkoleń nanodegree dla studentów na całym świecie. Firma pozyskała wielomilionowe wsparcie, które ma umożliwić dalszą ekspansję. Partycypacją w projekcie zainteresował się niemiecki gigant mediowy Bertelsmann, japońska firma rekrutacyjna Recruit, brazylijska firma inwestycyjna Valor Capital Group oraz amerykańska firma mediowa Cox Enterprises. Za finansowanie projektu odpowiadają również dotychczasowi sponsorzy: Andreessen Horowitz, Charles River Ventures, Peter Levine, oraz George Zachary.
Program Udacity był ostro krytykowany przez środowisko akademickie, mówiło się, że takie szkolenia wspierane bezpośrednio z budżetów przedsiębiorstw mogą odciągnąć młodych ludzi od tradycyjnych placówek edukacyjnych, oferując pozornie tylko tańszą i szybszą alternatywę dla stacjonarnych studiów.
Sebastian Thrun, CEO Udacity, uspokoił naukowców mówiąc, że platforma nie ma być alternatywą dla tradycyjnych studiów czteroletnich, ale naturalnym wsparciem dla studenta, który chce podszkolić konkretne umiejętności. Sprawdzi się to w szczególności w przypadku programistów, którzy chcieliby rozwinąć się w jednej, wąskiej specjalizacji.
Nie chcemy mierzyć się z uczelniami wyższymi – zapewnia Thrun. Naszym celem jest współpraca z młodymi profesjonalistami. Nie chcemy też poprawiać uniwersytetów czy wykładowców. Chcemy ułatwić profesjonalistom podszkolenie swoich umiejętności i umożliwić im utrzymanie się na tym ciągle rozwijającym się rynku.
Typowy student Udacity jest w wieku 24-34 lat i prowadzi własną działalność gospodarczą. Uczestnicy programu nie muszą szkolić się w konkretnych godzinach, tempo nauki dobierają do własnych potrzeb i możliwości. Przeciętne szkolenie trwa od sześciu miesięcy do roku.
Choć dziś w ramach mikroszkoleń uczestniczy wyłącznie ST&T, Thun zapewnia, że pozyskał już 20 partnerów gotowych rozpocząć własne kursy za pośrednictwem Udacity. Mimo iż za miesiąc nauki trzeba płacić 200 dolarów miesięcznie, jest to znacznie mniej niż koszt nauki na prestiżowych amerykańskich uczelniach technologicznych. Dodatkową korzyścią z uczestnictwa w projekcie jest możliwość współpracy z gigantami rynku technologicznego, co może zaowocować łatwiejszym znalezieniem pracy w jednej z firm prowadzących szkolenia.
O popularności Udacity niech świadczy fakt, że zaraz po uruchomieniu programu jego pomysłodawcy zostali zalani 50 tysiącami aplikacji. Dziś firma szkoli już blisko 3 miliony osób ze 119 krajów. Pieniądze płynące szerokim strumieniem od kolejnych partnerów na pewno przyspieszą ekspansję serwisu.
Dodaj komentarz