Zarejestrować adres internetowy, który będzie chciała odkupić duża firma wchodząca na polski rynek – to marzenie każdego inwestora domenowego. Niestety, takie sytuacje zdarzają się wyjątkowo rzadko i mogą prowadzić do cybersquattingu.
Niedawno spółka P4, właściciel marki Play, dołączyła do domenowej
ekstraklasy. Sprzedaż adresu play.pl jest prawdopodobnie najwyższą
transakcją na wtórnym rynku domen w Polsce. Nie można tego
stwierdzić z całą pewnością, ponieważ kwota transakcji
pozostaje tajemnicą.
Negocjacje trwały od momentu wejścia czwartego operatora na polski rynek. W
tym czasie rosły ceny domen na rynku wtórnym oraz znaczenie marki
Play. Inwestorzy domenowi skupieni wokół forum di.pl szacują, że
kwota transakcji mogła sięgnąć nawet kilku milionów złotych.
Duże firmy idą na zakupy
Rynek domen w Polsce zna podobne, spektakularne sprzedaże. W 2006 roku
właściciel marki Era GSM zmienił adres strony głównej z
eragsm.pl na era.pl. Przeprowadzka kosztowała Polską Telefonię
Cyfrową ok. 100 tys. zł. Pięć razy więcej zażądała agencja
reklamowa Orange Advertising za adres orange.pl. France Télécom,
wprowadzając markę Orange na polski rynek, zgodził się zapłacić
150 tys. euro.
Koncern ITI również nie oszczędzał uruchamiając swoją platformę
cyfrową. Cztery lata temu Netproject z Wrocławia sprzedał ITI
domenę n.pl, pod którą przez 8 lat działała strona firmy. Kwota,
którą podaje się nieoficjalnie to 150 tys. zł.
„Tym co łączy wymienione adresy, oprócz wysokiej ceny sprzedaży, są
pierwotni właściciele, którzy mieli sporo szczęścia
– komentuje Katarzyna Gruszecka-Kara, kierownik działu domen i
hostingu marki 2BE.PL – Ich domeny okazały się cenne dla dużych firm. Posiadanie nazwy, którą zainteresuje się bogaty kupiec jest marzeniem każdego inwestora domenowego. W dodatku jeżeli firma nie ma podstaw aby odebrać domenę na drodze sądowej i musi ją kupić, można mówić o
prawdziwym szczęściu. Zarejestrowanie takiego adresu internetowego
w środowisku inwestorów domenowych jest nazywane złotym strzałem”.
Domenowa gorączka złota
Wysokie kwoty podobnych sprzedaży są chętnie opisywane przez media. Po tym jak adres play.pl zmienił właściciela, w Dzienniku Gazecie Prawnej
mogliśmy przeczytać o nowym rodzaju inwestorów. Polują oni na
produkty i marki, które planują wejście do Polski. W prasowych
doniesieniach inwestowanie w domeny jawi się jako stosunkowo łatwe
i lukratywne zajęcie. Wystarczy kupić adres związany z marką
nieobecną na naszym rynku i tylko czekać aż zagraniczna firma
zgłosi się z walizką pieniędzy.
Niestety, rzeczywistość wygląda mniej różowo. Zamiast sporego zastrzyku
gotówki znacznie łatwiej otrzymać wezwanie do sądu. Na stronie
Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji można znaleźć wiele
dowodów na to, że wykorzystywanie zastrzeżonych znaków towarowych
w nazwach domen nie jest dobrym pomysłem na łatwy zarobek.
Nie wszystko złoto, co się świeci
W orzeczeniach Sądu Polubownego ds. Domen Internetowych, działającego
przy PIIT znajdziemy m.in. sprawę domen yamaha.pl i yamaha.com.pl.
Japońska firma nie zdecydowała się na wykupienie adresów. Zamiast
tego złożyła skargę i decyzją z 2009 r. odzyskała domeny.
Właściciel adresu internetowego asus.pl wykorzystywał znaną markę
aby zwiększyć ruch na stronie swojego sklepu z komputerami. Stracił
domenę w połowie 2006 r.
Ciekawą linię obrony przyjął pewien mężczyzna, który zarejestrował
adres gmail.com.pl rok po premierze systemu pocztowego Google. Na
stronie, do której prowadziła domena widniała informacja, że
adres jest na sprzedaż. Gdy gigant z Mountain View złożył skargę
do Sądu Polubownego, właściciel twierdził, że domena służy mu
do utrzymywania prywatnego adresu e-mail. Tłumaczył, że znajomi
nazywają go „Gruby”, a domena gmail.com.pl to nic innego jak
skrót od „Gruby mail”. Nie przekonało to arbitrów, którzy
zdecydowali o odebraniu mu spornego adresu.
Rejestrowanie domen zawierających zastrzeżone znaki towarowe nazywa sięcybersquattingiem. Osoby zajmujące się tym procederem nazywa się czasem „dzikimi lokatorami internetowymi”. Warto pamiętać, że jako
cybersquatting traktowane jest również wykupywanie adresów
zbliżonych do nazw znanych marek, np. goolge.com lub google24.com.
Właściciel znaku towarowego ma spore szanse na odzyskanie domeny w ramach procesu Uniform Domain Name Resolution Policy opracowanego przez Internetową Korporację ds. Nadawania Nazw i Numerów (ang. skrót ICANN). W przypadku domen narodowych sprawy
trafiają pod decyzję lokalnych organów, takich jak Sąd Polubowny
przy PIIT. Niezależnie gdzie trafi skarga, praktyka pokazuje, że
cybersquatting nie jest tak dobrą inwestycją, jak pokazują to
media.
Dodaj komentarz