Guru ruchu open source, Eric S. Raymond, podczas Long Island Linux User Group, stwierdził, że licencje takie jak GPL, które wymuszają otwartość, nie są już potrzebne i — co więcej — powodują więcej szkody niż pożytku.
ESR już na początku stwierdził, że będzie wygłaszał heretyckie poglądy i słowa dotrzymał:
Jeden z heretyckich poglądów, jakie wyznaję jest taki, że za bardzo przejmujemy się licencjami. W szczególności, nie wydaje mi się, że w ogóle potrzebujemy licencjonowania zakazującego zamkniętych modyfikacji kodu, modelu promowanego przez GPL.
[…]
Model ten próbuje zapobiegać zachowaniom, które rynek i tak karci.
[…]
Dodatkowo, wymuszanie otwartości ma swoje negatywne strony, szczególnie w świecie korporacji, gdzie prawnicy bardzo nieufnie spoglądają na GPL. Boją się bowiem, że wszystkie sekrety firmy czy wiedza korporacyjna wymsknie się wraz z kodem, który zostanie upubliczniony.
[…]
Myślę, że ten strach kosztuje nas obecnie zbyt wiele, więcej niż zagrożenie zamknięciem. Dlatego uważam, że nie potrzebujemy już GPL.
Diagnoza zaiste heretycka. Pytanie — w jakim stopniu odpowiada rzeczywistości? Szczególnie cenne będą komentarze osób pracujących w korporacjach, które zetknęły się z problemem kodu na licencji GPL lub pochodniej.
Dodaj komentarz