Open Source w Departamencie Obrony USA – próba doprecyzowania

Biuro informacyjne Departamentu Obrony Stanów Zjednoczonych (DoD) pracuje nad memorandum, które dotyczy kwestii stosowania programów na wolnych licencjach. Będzie to rozwinięcie zasad opisanych w dokumentach z 2003 i 2004 roku, a ma się ukazać na początku listopada tego roku.

Już wcześniej oprogramowanie Open Source było wewnętrznie dopuszczone na równych zasadach, co oprogramowanie “komercyjne” (tzn. własnościowe). Teraz Departament ma sprecyzować, że formalnie należy ono do kategorii… COTS (commercial off-the-shelf), ponieważ spełnia jego lokalną definicję przyjętą przez Departament — oprogramowanie, które jest do kupienia, wynajmu lub publicznie dostępne, z którego może korzystać także rząd.

Daniel Risacher, który zajmuje się rozwijaniem dokumentu, poinformował, że zgodnie z regulacją z 2003 r. DoD nie dopuszcza używania oprogramowania shareware i freeware, ponieważ “rząd nie ma dostępu do oryginalnego kodu źródłowego i nie ma właściciela, który mógłby dokonać takich napraw w imieniu Rządu”.

Trzeba przyznać, że zarówno w notatce z serwisu CGN, z którego zaczerpnąłem tę informacje, wypowiedziach przedstawiciela DoD jak i zasadach Departamentu Obrony widać poważne nieścisłości wynikających z tradycyjnego nazewnictwa, a zarazem powierzchownego rozumienia właściwości różnego typu oprogramowania.

Freeware czy shareware od tradycyjnego oprogramowania kupnego “z półki” różni się przecież praktycznie tylko sposobem płatności: pierwsze jest całkiem bezpłatne, drugie jest płatne po jakimś czasie używania (z prawem swobodnej dystrybucji), a trzecie — płatne od razu, jednak zawsze ma jakiegoś autora/właściciela, który nie daje użytkownikowi prawa wglądu, modyfikacji ani dalszego rozpowszechniania zmienionego kodu. FLOSS (zapewne w tym ogólnym sensie w tekście występuje Open Source) oczywiście także zawsze ma jakiegoś właściciela — kod nie pisze się przecież sam! — ale nie ma jednej określonej formy płatności lub jej braku, za to zapewnia zasadnicze prawa użytkownika do kodu.

Jak widać twórcy freeware i shareware są w jawnie absurdalny sposób szykanowani przez DoD, zwłaszcza, że ta sama osoba lub firma może sprzedawać jedne programy jako własnościowe COTS lub shareware, a inne rozpowszechniać jako freeware.

Pod względem rozumienia istoty rzeczy, a przynajmniej przyjmowania definicji, jest więc bardzo źle, jednak przedstawiciel Departamentu przynajmniej dostrzega konsekwencje. Wie, że FLOSS zapewnia możliwość aktualizacji (np. aplikowanie łatek bezpieczeństwa) bez czekania na dostawcę i powoduje mniejsze problemy z zakończeniem współpracy z dostawcami. Uważa też, że obiecuje ono szybsze prototypowanie i sądzi, że jeśli oprogramowanie pisane wewnętrznie dla DoD będzie dostępne na wolnych licencjach, to można wynajmować zewnętrzne podmioty do ich naprawy, co ma obniżać koszta obsługi tego oprogramowania.

Dziwne sformułowanie pojawia się jednak na końcu artykułu. Risacher stwierdził podobno, że Open Source zazwyczaj miewa (“tends to have”) mniej ograniczeń niż oprogramowanie własnościowe — to sugeruje, że czasem ma ich więcej, czego nie sposób sobie nawet wyobrazić zakładając, że chodzi o licencjonowanie. Dalej jednak następuje dosłowny cytat, który jest już zupełnie jednoznaczny i zrozumiały:

Mamy mnóstwo przykładów ograniczeń w licencjach dla końcowych użytkowników, które nie pozwalają DOD robić tego, co by chciało. To powoduje problemy.

Wniosek pierwszy: w rzeczywistości to nie sposób płatności jest najważniejszy (choć paradoksalnie wewnętrzne reguły Departamentu Obrony rozróżniają oprogramowanie głównie po tym). A pod względem licencjonowania zarówno własnościowe COTS, freeware jak i shareware z założenia są bardziej ograniczające niż FLOSS.

Wniosek drugi: dobrze, że instytucje i dziennikarze starają się poważnie zajmować kwestiami związanymi z FLOSS, jednak na razie tłumaczenie nawet teoretycznie prostych doniesień prasowych na ten temat wymaga czujności i bardziej przypomina dociekania hermeneutyczne niż streszczenie…

żadnych reklam, sama wiedza.

Zarejestruj się na BEZPŁATNY NEWSLETTER i raz w tygodniu otrzymuj najważniejsze wiadmości
ze świata IT, nowych technologii i kryptowalut.

Bez reklam.

43 odpowiedzi na „Open Source w Departamencie Obrony USA – próba doprecyzowania”
  1. Awatar Sławek
    Sławek

    Paradoksalnie mądra decyzja ze strony USA. Jakbym sam miał do wyboru ten sam program na wolnej, właśnościowej lub freewarowej licencji, to w pierwszym kroku wybrałbym te FOSS/FLOSS. Gdybym jednak odrzucić oprogramowanie FLOSS, to w pierwszej kolejności zastanowiłbym się nad licencją własnościową, a jeżeli by mi nie pasowała, to wybrałbym w końcu freeware. Popieram to całym sercem. Jest tylko jedna uwaga: oprogramowanie shareware należy faktycznie traktować w ten sam sposób, co oprogramowanie na licencji własnościowej.

    1. Awatar kocio
      kocio

      A co masz do freeware? Nie bez powodu napisałem, że poza płatnością praktycznie niczym się nie różnią w definicji. Bardzo ciekawym przykładem freeware jest Internet Explorer – można go przecież za darmo rozpowszechniać i używać.

      Te definicje są po prostu przyjęte zwyczajowo, na zasadzie skojarzeń, i mają swoje miejsce w publicystyce, ogólnych rozważaniach i życiu codziennym, ale w urzędzie są bez sensu. Urząd powinien sformułować po prostu konkretne warunki, np. niedopuszczalne jest oprogramowanie, którego kod źródłowy jest niedostępny do modyfikacji przez urząd bądź wybranych przez niego ludzi. To da się sprawdzić w licencji i nie ma znaczenia, czy jest to COTS, FLOSS, freeware, shareware, postcardware, beerware, czy dowolna inna istniejąca albo dotąd nieistniejąca kategoria. I jest jasność.

      Ale prawdziwe rodeo zaczyna się przy warunku, że musi być "właściciel" kodu (prawo autorskie nie jest prawem własności), czyli ten na którym poległo shareware i freeware. Życzę dużo powodzenia przy prawidłowym jego sformułowaniu! =}

      Bo tak: kod nie pisze się sam — więc to warunek trywialny, że jest właściciel i nie mogło o to chodzić. Czy chodzi o to, że właściciel jest osiągalny? A jak to mierzyć — śledzić gdzie mieszka? A nawet jeśli jest osiągalny i siedzi przy stole — czy na mocy licencji typu EULA mamy jakąkolwiek gwarancję, że zechce dla nas coś zrobić? Oczywiście żadnej, jeśli nie zawarliśmy dodatkowej umowy, ale to oczywiście wtedy już nie jest ta sama EULA, tylko osobna umowa partnerska albo serwisowa. To już prędzej to należałoby więc wpisać zamiast warunku o właścicielu.

      Nadal czekam na uzasadnienie dlaczego freeware (jako takie) jest w tym kontekście gorsze niż własnościowy COTS… Przypominam reguły gry: nie mówimy o konkretnych produktach, chyba że jako przykłady.

      I tak zakładamy, że te typy licencji są w ogóle ściśle zdefiniowane, co jest wierutną bzdurą, no ale niech tam – daję fory! =}

      1. Awatar Sławek
        Sławek

        Właśnie to miałem na myśli. Freeware również nie daje nam wglądu do kodów źródłowych. Kolejnym problemem jest nakłonienie właściciela źródeł do dodania jakiejś funkcji i uzyskanie gwarancji, że autor tego nie zepsuje. O ile programy na własnościowych licencjach też nam nie dają takiej gwarancji, to w przypadku freeware autor ryzykuje na pewno w mniejszym stopniu niż wielcy gracze. Kolejnym problemem jest mniejsze prawdopodobieństwo, że autor programu freeware w ogóle zgodzi się instytucji rządowej iść na rękę. O ile dla wielkich firm sektor rządowy jest na prawdę ważny, o tyle dla twórców programów freeware jest to po prostu kolejny użytkownik 😉 . Oczywiście w obu wypadkach(bo poza oprogramowaniem wolnym) należy ze stwórcą podpisywać dodatkową umowę o pomoc/udostępnienie kodu, itd. Pytanie tylko czy np. student tworzący program freeware, zgodzi się wziąć na siebie jarzmo obowiązków. Przyznam Ci rację, że jednak każdy typ oprogramowania o zamkniętym kodzie powinien być traktowany na równi, jeżeli autor da odpowiednie gwarancje. W przypadku oprogramowanie Wolnego pewne prawa uzyskuje się od razu, a o gwarancje nie musimy iść do autora(możemy choćby pójść do firmy ubezpieczeniowej i ubezpieczać każdą zmianę w kodzie 😉 , a firma ubezpieczeniowa może wspierać finansowo programy Open Source i opóźniać wprowadzanie nowości lub utrzymywać własne odgałęzienia 😉 ).

        1. Awatar kocio
          kocio

          Gdybym jednak odrzucić oprogramowanie FLOSS, to w pierwszej kolejności zastanowiłbym się nad licencją własnościową, a jeżeli by mi nie pasowała, to wybrałbym w końcu freeware.

          Ależ freeware właśnie _jest_ licencją własnościową. =} Domyślam się, że chcesz je odróżnić od COTS, ale w takim razie w czym COTS jest lepsze od freeeware? To jest ten sam model, tylko drugie jest tańsze. Więc?…

          O ile dla wielkich firm sektor rządowy jest na prawdę ważny, o tyle dla twórców programów freeware jest to po prostu kolejny użytkownik

          Definicja freeware nie mówi o tym kto ma prawa do kodu – czy to student czy megakorporacja. MSIE jest najlepszym przykładem, że to przeciwstawienie jest nadmiernym uproszczeniem.

          A nawet gdyby w definicji coś było o "właścicielu" kodu, to jedynym jasnym rozróżnieniem jest między osobą prywatną a firmą (choć też nie wiem jakie to mogłoby mieć znaczenie). Nieważne, czy prywatna osoba jest studentem, miliarderem, czy kosmitą. Firma też może być jednoosobowa albo obejmować wszystkie kontynenty, z Antarktydą włącznie. Ale różnicowanie kodu wedle takich rzeczy to by była paranoja.

        2. Awatar Budyń
          Budyń

          @kocio

          W czasach, kiedy Freeware bylo Freeware (a nie ad-ware), wiele z nich zawierało licencję np. "za darmo dla studentów i agencji federalnych USA" albo – jak off-line'owa wersja WordWeb – ekologiczna: jeżeli masz mniej niż 2 loty rocznie, masz za darmo. Jeżeli nie, musisz płacić.

      2. Awatar evil_core
        evil_core

        Przeciez "Wolne Oprogramowanie"(pokategoria Otwartego), takze jest FreeWarem, poniewaz mozna go rozpowszenichac i uzywac za darmo. Kto powiedzial ze FreeWare musi byc zamkniete ?

        1. Awatar ja
          ja

          Freeware polega na tym, że dostajesz program za darmo – jeśli płacisz za program, to na pewno nie jest to freeware.
          Free Software (Wolne Oprogramowanie) natomiast nie wyklucza możliwości płacenia za program (czy to za kod, czy za binarkę), więc na pewno nie ma nic wspólnego z freeware.

  2. Awatar trasz
    trasz

    Oprogramowanie FLOSS potrafi miec _bardzo_ restrykcyjne ograniczenia, na przyklad zabraniajace udostepnienia innym parties zmodyfikowanej wersji bez rozdania modyfikacji calemu swiatu. Co w sytuacji, gdy pewne kawalki kodu musza byc tajne, jest nie do przyjecia.

    1. Awatar ja
      ja

      to w takim przypadku, ktoś kto chce rozdać zmodyfikowaną wersję "tylko komuś" a nie "całemu światu", to niech nie korzysta wcale z oprogramowania licencjonowanego np. GPL'em, a poszuka sobie czegoś na licencji typu BSD.
      .
      Autor własnościowego oprogramowania nie daje swojego kodu wcale.
      Autor wolnego oprogramowania daje swój kod wszystkim, a jakoś jeszcze znajdują się tacy, którym nie pasuje to na jakich zasadach on to robi…
      Jak ktoś napisze kod i wyda go na licencji typu copyleft (np. GNU GPL), to znaczy, że szanuje swój własny wysiłek i czas poświęcony na pisanie tego kodu. Coś w stylu: "Ja dałem wam swój kod, z którego możecie korzystać w swoich programach. Namęczyłem się niemiłosiernie, a wy jeszcze macie pretensje, że nie możecie tego kodu wykorzystać w swoich programach, które sprzedajecie za ciężkie pieniądze, nie dając mi nic w zamian".
      .
      Albo jesteś hipokrytą, albo oczekujesz od każdego programisty piszącego wolne oprogramowanie, że jest frajerem.

      1. Awatar trasz
        trasz

        @ja: Stwierdzenie "moga sobie uzywac innego oprogramowania" to zaden argument. Na tej zasadzie moglbys stwierdzic, ze brak wspomagania kierownicy w maluchu to zaden problem, bo mozna uzyc innego samochodu.

        Co do licencji – bylo walkowane tysiace razy. Moze sie to wydac sprzeczne z intuicja, ale w przypadku oparcia projektu na BSD – zakladajac, ze to jedyna roznica – ludzie pracujacy nad takim oprogramowaniem maja wieksze szanse na znalezienie fajnej pracy (zwiazanej z tym kodem) niz w przypadku GPL, z tego prostego powodu, ze bardziej oplaca sie tworzyc produkt bazujacy na kodzie na licencji BSD, niz na GPL – dlatego, ze nie trzeba go pozniej rozdawac za darmo.

        1. Awatar ja
          ja

          Widzisz – ty patrzysz na sprawę z perspektywy firmy która chce kod wykorzystać.
          Ja patrzę na sprawę z perspektywy programisty, który ten kod pisze.
          .
          Zdaję sobie sprawę z tego, że firma chce zarobić i tak dalej. Ale ja, jako programista piszący kod na wolnej licencji, wcale nie mam obowiązku pozwolić się tej firmie wydymać.

        2. Awatar trasz
          trasz

          @ja: Nie, ja tez patrze z punktu widzenia programisty, ktory ten kod pisze. I ktory chcialby, aby to pisanie przelozylo sie kiedys na cos platnego. Jesli projekt bedzie na GPL, to inwestowanie w bazujacy na nim, komercyjny produkt niespecjalnie sie firmie oplaci, bo bedzie musiala swoje zmiany rozdac – za darmo – konkurencji. A skoro jej sie nie oplaci, to nie zaplaci mi – osobie, ktora ma z tym projektem doswiadczenie – za tworzenie produktu opartego na nim.

        3. Awatar ja
          ja

          Jeśli już chcesz patrzeć na to z punktu widzenia programisty współpracującego z tą firmą, która chce ten kod wykorzystać, to wyobraź sobie, że jest wiele firm, które płacą ludziom za rozwijanie kodu będącego na licencji GPL (podawać przykładów nie trzeba – chociażby firmy zatrudniające programistów Linuksa).
          Ale jak widać, masz czysto kapitalistyczne podejście do sprawy – wszystko dla nas (dla firmy), nic dla innych.

        4. Awatar X
          X

          Ale przeciez trash ma rację pisząc o możliwościach BSD i o tym, że to z punktu widzenia progrmaisty daje to większe możliwości. Ty piszesz z prometejskiego punktu widzenia. Dla człwoeika mającego na utrzymaniu rodzinę jest praktycznie bez znaczenia czy daje się dymać "firmie" czy "społeczności". Do garnka trzeba coś włożyć.

        5. Awatar trasz
          trasz

          @ja: Problem w tym, ze placenie za rozwoj oprogramowania na GPL jest prawie zawsze albo spowodowane marketingiem (patrzcie, jacy jestesmy fajni, sponsorujemy cos), albo zachodzi na mala skale. Przypadki, kiedy ktos laduje naprawde konkretne pieniadze w rozwoj kodu na GPL z pobudek innych niz reklama sa rzadkie – nie przychodzi mi do glowy nic poza IBM-em, ktory robi to glownie dlatego, ze kod jest specyficzny dla architektury.

          W rozwoj produktow bazujacych na BSD inwestuje sie po to, aby miec lepszy od konkurencji produkt. Wydaje mi sie to bardziej pewnym zrodlem dochodu – kasa nie przestanie plynac, jesli projekt przestanie byc modny.

    2. Awatar Zahariash
      Zahariash

      A nie wydaje Ci sie, że gdy kawałki są tajne to nikomu ich nie udostępniasz bo właśnie są tajne?

      1. Awatar trasz
        trasz

        Oczywiscie, ze je udostepniasz – upowaznionym stronom. I udostepniasz binarki, nie kod.

        1. Awatar X
          X

          Masz rację. Najlepszym przykładem jest np. nasz F16, który dostaliśmy bez kodów źródłowych. Pojecia nie mam czemu głupią wypowiedz Zahariasha zaplusikowali, a trasha zaminusikowali. Ci bywalcy na osnews jacyś dziwni są…

    3. Awatar Sławek
      Sławek

      O jakiej licencji piszesz? W przypadku FLOSS wystarczy przecież, że udostępnię kod źródłowy jedynie stroną, które mają dostęp do tego programu. Inna sprawa to taka, że ta strona może rozdać program dalej, ale to już sprawa naszej cichej umowy, gdyż nie mają Oni takiego obowiązku. A zresztą, to skoro kod jest dobry, a przekazaliśmy go na zasadach GPL właśnie firmie tworzącej oprogramowanie, to czemu nie pozwolić im go wykorzystać w innych swoich produktach? Nawet jeśli też jesteśmy firmą tworzącą kod, to czemu zabraniać im skorzystać z pracy grupowej? Niech sobie używają. Wiedza powinna być wolna.

      1. Awatar Budyń
        Budyń

        Wiedza kosztuje. Kod jak kod, może zawierac zapis algorytmu, którego opracowanie kosztowało tysięce inżynierogodzin i wymagało wielu innych inwestycji.

        Zresztą, akurat VHDL, SGML i kilka innych powstały dlatego, że US DoD wymagał od dostawców kompletnej, pełnej i spójnej dokumentacji do _wszystkich_ dostarczanych rozwiązań, tak długo jak wojsko unikało (lub nie stosowało) własnie sprzetu COTS (czyli do I wojny w Zatoce i powszechnego stosowania komercyjnych GPSów). Genezy języka programownia Ada nie znam, ale analogicznie jak wyzej – był wymóg dostarczania kodu w tym języku przez kontraktorów.

        1. Awatar Karl
          Karl

          Ada powstała na zamówienie US DoD, i zawiera cechy, utrudniające popełnianie popularnych (w innych językach programowania) błedów programistycznych. Dzięki temu używa się jej tam, gdzie błędy programisty mogą doprowadzić do katastrofy (np. oprogramowanie awioniki samolotów wojskowych, sterowniki urządzeń w elektrowniach itp itd).

      2. Awatar trasz
        trasz

        @Sławek: Problem w tym, ze calkiem czesto kod musi byc zamkniety ze wzgledu na bezpieczenstwo. I nie chodzi o security by obscurity, ile o zwyczajne utrudnianie pracy wrogom.

    4. Awatar evil_core
      evil_core

      @trasz: Za to ma to co bierze za darmo. I dlaczego cos mailoby byc "tajne" ? Chyba ze chodzi ci o znane wszystkim "Security by obscurity" stosowane przez pewna firme z Redmond. Ale jak doswiadczenie pokazalo, nie tedy droga. Apache, OpenSSL, GnuPG, OpenSSH, OpenBSD, to wszystko jest otwarte, a zarazem bezpieczne. Jawnosc kodu wymusi na programsitach by kod pisany byl porzadnie i bezpiecznie, bo inaczej od razu sie pojawia w prasie artykuly wyemisawajce zabezpieczenia rzadowe ich programistow i poleca zaraz glowy. A tak to nadal bedzie taki Prokom robil chlam, a wszyscy obywatele Polski na tym tracic…

      1. Awatar trasz
        trasz

        @evil_core: Dlatego, ze bezpieczenstwo tego wymaga. Dowiedz sie w wolnej chwili, dlaczego algorytmy certyfikowane do danych "najtajniejszych" sa tajne – i w stanach, i w polsce.

        1. Awatar Budyń
          Budyń

          @trasz
          – choćby dlatego, że korzystają z dedykowanego hardware'u. Taki AES, poza bezpieczeństwem i jawnością miał narzuconych szereg wymagań np. wydajnosciowych celem umożliwienia jego możliwie szerokiego stosowania przy akceptowalnym bezpieczeństwie.

          @evil_core
          Porzadne kodowanie to jeden z późniejszych etapów projektu, i owszem, da się wymusić porzadne kodowanie bez ujawniania kodu.

        2. Awatar trasz
          trasz

          @Budyń: Nope. I tam, i tu tajne algorytmy maja swoje czysto software'owe implementacje. Tajne sa po to, zeby bylo trudniej zlamac. Lepiej dmuchac na zimne.

    5. Awatar 3ED
      3ED

      Na potrzeby firmy, a nie rynku, możesz nie udostępniać nowych fragmentów do kodu wydanego na gpl'u.

  3. Awatar jey
    jey

    Swietny news, Daniel jak zawsze pisze na wysokim poziomie

    1. Awatar michuk
      michuk

      Daniel jak zawsze pisze na wysokim poziomie

      Słyszałem, że kocio większość niusów pisze w samolocie, podczas podróży służbowych.

  4. Awatar michuk
    michuk

    Jeśli chodzi o restrykcje w przypadku oprogramowania FLOSS to mogło im chodzić o wirusowość GPL. W niektórych przypadkach może to być problemem, jeśli założeniem jest, że dana część systemu nie będzie udostępniana publicznie. W takim przypadku bardziej korzystne może być zakupienie oprogramowania na licencji własnościowej, z dostępem do kodu źródłowego i możliwością jego modyfikacji na wewnętrzne potrzebny (nie, żeby nie można tego było zrobić z oprogramowaniem na GPL, ale w przypadku jeśli właścicieli jest wielu, może to być problematyczne).

    1. Awatar kocio
      kocio

      Ty i trasz macie tu oczywiście rację: _mogą_ istnieć takie rzadkie przypadki. Interesujące tylko dlaczego z założenia kod musi być tajny (MSZ to tylko kwestia decyzji i poglądów, bezwzględnie tajne muszą być tylko klucze, hasła itp.), natomiast jeśli program nie będzie udostępniany publicznie, to przecież w GPL w ogóle nie trzeba rozpowszechniać jego kodu. Kod musi podążać za binariami: jeśli te zostają w danej organizacji, to i kod wraz ze zmianami nie musi być nigdzie publikowany. Nie jest tak, że każdy napisany kod na GPL trzeba publikować – to byłby absurd.

      No dobra, starczy dzielenia włosa na czworo. =} Po długiej walce z tym tekstem mam przekonanie, że w tym wypadku nie ma co się wysilać, choć oczywiście przyjemnie się pospierać i wspólnie pozastanawiać nad różnymi warunkami brzegowymi oraz szczególnymi przypadkami. Jestem przekonany, że tu mamy zwykły bałagan pojęciowy, przekłamanie albo niezrozumienie, i to prawdopodobnie na wszystkich poziomach (dotychczasowe regulacje, redaktor nowego memorandum oraz redakcja notatki).

      Mogłem się ograniczyć do odszyfrowanej z grubsza treści, ale chciałem pokazać, że taki problem istnieje, i to nie tylko w Polsce. Prawdopodobnie on też jest odpowiedzialny za trudności z uznaniem FLOSS jako czegoś zupełnie normalnego od strony użytkownika (niezależnie od tego jaka idea stoi za jego zaistnieniem). Dlatego to jest dużo więcej niż ciekawostka albo pamflet na urzędników i pismaków.

      1. Awatar krzy
        krzy

        GPL nie przeszkadza… dopóki nie dystrybuujemy kodu nie musimy dawać źródeł. Ale co oznacza dystrybucja? Przekazanie poza jednostkę? Przekazanie żołnierzom na froncie? Przekazanie siłom sojuszniczym? Zdobycie urządzenia z GPL-owym softem przez nieprzyjaciela?

        Można łatwo wyobrazić sobie taki absurd:

        1. Wykorzystujemy GPL-owy kod w komputerze sterującym rakietą.
        2. Wystrzeliwujemy rakietę w kierunku nieprzyjaciela.
        3. Rakieta spada nie ekspodując. Nieprzyjaciel odzyskuje z niej nieuszkodzony komputer sterujący wraz z oprogramowaniem.
        4. Nieprzyjaciel jako posiadacz kopii orogramowania zgodnie z postanowieniami licencji występuje sądownie o udostępnienie kodu żródłowego.

        1. Awatar anonim
          anonim

          Oprogramowania używa tylko jedna organizacja, a jest nią Departament Obrony, który kod źródłowy już posiada, a więc nie musi go sobie samemu udostępniać.

          Przykład podany przez @krzy jest bardzo ciekawy i sądzę, że możnaby napisać do kogoś z FSF z pytaniem 😉

        2. Awatar Budyń
          Budyń

          Odpiszą, że używanie oprogramowania FLOSS w uzbrojeniu jest nieetyczne ? 😉

          Ale faktycznie krzy otworzył ciekawą puszkę pandory 😉

        3. Awatar Sławek
          Sławek

          Nie przekazujemy nieprzyjacielowi licencji. Rakieta jest nadal naszą własnością, a on bezprawnie ukradł z niej nasz komputer i zwarte na nim binaria. To tak samo, jakby ktoś Ci ukradł komputer lub uzyskał krótki dostęp i podał Cię do sądu, bo na dysku(może z zaszyfrowaną partycją systemową) nie znalazł kodów źródłowych jądra! Gdzieś popełniłem błąd w rozumowaniu. Aby ktoś mógł żądać kodów źródłowych programu, to musi być posiadaczem licencji na dany program. Nie jestem prawnikiem 😛 .

        4. Awatar Sławek
          Sławek

          Można jeszcze zauważyć, że jeśli mamy jakiś program na GPL-u, to chyba mamy licencję GPL. Skoro jednak nikt dobrowolnie nie przekazał nam danego programu, to nie możemy z niego korzystać. Tak mi się przynajmniej widzi.

        5. Awatar trasz
          trasz

          @anonim: Kod zrodlowy posiada przede wszystkim producent danego rozwiazania, czyli nie DoD, tylko firma prywatna, na przyklad Lockheed. I teraz – wyobraz sobie, ze ten Lockheed sprzedaje uzbrojenie jakiemus innemu panstwu. W przypadku bazowania na GPL oznaczaloby to koniecznosc udostepnienai temu panstwu kodu zrodlowego, co jest wykluczone ze wzgledow oczywistych.

        6. Awatar borizm
          borizm

          @krzy
          Niezły ubaw z tym przykładem.
          Na szczęście, nie było to dobrowolne opublikowanie binarki, która może powstała na GPL'u (a może nie), tylko nielegalne wejście w posiadanie oprogramowania (rakieta miała przecież wybuchnąć) – z pewnością na rakiecie widnieje napis "Własność rządu USA".

        7. Awatar X
          X

          @krzy. Aleś nacudowal z ta rakietą. A o najzwyklejszym eksporcie uzbrojenia (a zarazem softwaru) nie pomyślałeś :)? Np. z analizy kodu oprogrmaowania rakiety można wyciągnąć algorytmy opisujące dokłądnie jej zachowanie i w ten sposób opracować metody przeciwdziałania.

          Nie rozumiem czemu tak wiele osób nie docenia znaczenia utajnienia samego algorytmu. Jestem przeciw cywilziacji opartej na patentach, szanuję Stalmana, wkurza mnie DRM, zamykanie kodów byle pierdółek itp. Ale widzę też i miejsca, gdzie zamykanie oprogramowania ma sens. I nie tylko w wojsku, ale i w biznesie.

      2. Awatar Budyń
        Budyń

        Panowie – prosta informacja. Izrael i Polska zamówiły bardzo mocno zbliżony do siebie wariant samolotu F-16. Z tym, że Izraelczycy wyłącznie dwuosobowe (F-16I Soufa) i chcieli zamontować w nim dużo własnego wyposażenia, głównie elektroniki. Na wiele spraw Amerykanie się zgodzili, na nie na zamianę własnego radaru na izraelski – wtedy Izrael ustąpił, gdyż samoloty z uwagi na udział poniżej 50% komponentów amerykańskich nie mogłby zostać dofinansowane z funduszy pomocowych. Podstawiony pod ścianą Izrael zarządał więc kodów źródłowych oprogramowania radaru, czego (oczywiście) odmówiono. Po przepychankach uznano, że oprogramowanie sprzętowo tożsamego z naszym radaru zostanie przepisane, po to by mozna było udostępnić jego źródła. Skończyło się na tym, że przy pracy w trybie tzw. syntezy apertury (SAR) radary izraelskich F-16 mają 3x gorszą rozdzielczość…

        1. Awatar X
          X

          Tylko, że jak np. w USA wybuchnie rewolucja i wiele sie zmieni, to izraelskie F16 nadal będą izraelskie. Już w pierwszej wojnie w zatoce Francuzi na prośbę USA wyłączyli zdalnie sprzęt sprzedany wcześniej Irakijczykom. Bacdoory w sprzecie militarnym są powszechne. Raz, ze w tej "plątaninie" łatwo je ukryć, dwa – polityczne znaczenie tych backdoorów jest ogromne, bo nawet teoretycznie silny przeciwnik dysponujący sprzetem kupionym od nas nie może nam zrobić wiele złego. Dlatego np. Amerykanie i Europejczycy sprzedają wiele uzbrojenia kontrolwanym przez siebie krajom arabskim. Te kraje wobec Zachodu są BEZBRONNE. Mogą co najwyżej walczyć między sobą. Jeśli np. Arabia Saudyjska zacznie kupować dużo od Rosji albo Chin, to będzie znaczyło, że poważnie rozważa niezależność od USA.

          Natomiast polskie F16 są całkowicie w gestii USA.

          To jest jeden z powodow dla którego wiele krajów produkuje tyle własnego uzbrojenia ile się da. I to jest powód dla którego Izrael rozwija branże elektroniki wojskowej.On dba o możliwości instalowania własnej awioniki i wektroniki. Z sukcesami. Nawet poradzieckie czołgi i samoloty w innych krajach (np. Gruzji) modernizuja w oparciu o własną elektronikę.

        2. Awatar trasz
          trasz

          @X: Ech, znowu teorie spiskowe. Nie, backdoory w sprzecie wojskowym nie sa powszechne. USA nie moze nikomu "wylaczyc" przy ich pomocy sprzetu. Proponuje na przyszlosc troche bardziej sceptycznie podchodzic do modnych rewelacji.

          A co do produkcji – produkuja dlatego, ze to dochodowe zajecie.

      3. Awatar Budyń
        Budyń

        Kocio, kod może (ba, i powinien byc niejawny) choćby z tego powodu, że może dostarczyć informacji o możliwościach sprzetu, którym steruje, ze wszystkimi konsewkencjami.

        Poza tym, dlaczego wlaściciel programu (i kodu), jeżeli zatrzyma go na wyłączność, w ogóle ma w _jakikolwiek_ sposób go licencjonować ?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *