Wczorajsze wydanie Newsweeka, w dziale Internet, opanowały artykuły o firmie z Mountain View. W sumie nic dziwnego, tyle co w tym roku wydarzyło się w internecie, nie miało miejsca przez cały zeszły rok. A jak internet to oczywiście Google.
W temacie tym pojawiły się trzy artykuły Google Story, Wirus mutacji oraz Czy ten człowiek pokona Gooliata. Dwóch ostatnich nie znalazłem w internetowym wydaniu Newsweeka. W skrócie Wirus mutacji traktuje o ekspansji Google na rynek systemów operacyjnych ze swoim Androidem. Według Autora artykułu, udostępnienie go jako bezpłatnego systemu, którego użytkownicy mogą modyfikować, pisać własne aplikacje, w niedalekiej przyszłości doprowadzi do tego iż serwery Google staną się sercem każdego komputera. Z serwerów Google’a będziemy pobierać aplikacje. Nastąpi koniec kupowania programów, odnawiania licencji. Na koniec opisu tego artykułu pozwolę sobie zacytować:
Wirtualny świat Google’a zaczyna łudząco przypominać realny odpowiednik, a pod względem wygody nawet go przewyższa.
Czy ten człowiek pokona Gooliata – ten artykuł dotyczy wyszukiwarki Wolfram|Alpha. Do tego nie będę się odnosił, wiele już zostało powiedziane o tym projekcie, między innymi to że to nie jest i nie będzie narzędzie które wyprze Google’a, raczej będzie tylko jego uzupełnieniem, zwłaszcza do zastosowań naukowych.
Przejdźmy teraz do najciekawszego materiału Google story.
Artykuł zaczyna się od przedstawienia jak duży wpływ Google ma na życie internautów (ostatnia awaria serwerów Google’a) czy też gospodarkę (panika na Wall Street po wzmiance z przed 6 lat w Google News o liniach lotniczych United Airlines). Autor bardzo chłodno podszedł do tematu, podsuwając co chwile czytelnikowi kolejne rozwiązania jakie udostępniało Google, zmierzające do przejęcia władzy nad cyberświatem, by w rezultacie stwierdzić, z czym w pełni się zgadzam, iż wbrew pozorom to jednak internauci mają cały czas władzę. Żadnemu z nas nawet Google nie wmówi iż czarne jest białe.
Każda zbytnia ingerencja ze strony Google’a jest szybko wychwytywana. Dodanie funkcji do systemu operacyjnego Android, umożliwiające sprawdzenie, gdzie akurat przebywa osoba do której dzwonimy, wywołało falę protestów. Podobnie Street View, co w rezultacie doprowadziło do zamazywania twarzy i numerów rejestracyjnych samochodów, które „załapały” się na zdjęcia wykonane przez Google. YouTube to konflikt ze stacjami telewizyjnymi i producentami filmowymi. Google Book Search konflikt z amerykańskimi stowarzyszeniami praw autorskich. Czy wreszcie Google Maps, to mnie zaskoczyło nie wiedziałem o tym konflikcie w Japonii. Kilka z map pokazywało rozmieszczenie siedzib barakunin – pariasów. W feudalnej Japonii zajmowali się oni wyprawianiem skór i grzebaniem zwłok. Zajęcia te były wówczas hańbiące. Uprzedzenia te przetrwały do dziś. Uwidocznienie tych dawnych miejsc na mapach, spowodowało iż ceny nieruchomości w tych miejscach drastycznie spadły.
W artykule tym autor przedstawił punkt widzenia również ze strony Google’a. Zaznaczając że to właśnie Google zmieniło dotychczasowy monolog producentów i usługodawców w dialog z klientami. Obserwuje i analizuje czego oczekują od niego użytkownicy. Dla przykładu po pół roku od wprowadzenia trójwymiarowego komunikatora Lively, zaprzestało jego finansowania w rezultacie znikomego zainteresowania tym produktem. Co najważniejsze Google umożliwia również współtworzenie swoich produktów. Takich jak wyszukiwarka (pomijając fakt, że prowadzi to często do nadużyć przy pozycjonowaniu), Android, gdzie użytkownicy mają bezpośredni wpływ na kształt produktu, dodając do niego nowe funkcje.
Podsumujmy to wszystko, również na chłodno. Co mamy? Poszukiwanie informacji – wyszukiwarka Google, przeglądarka internetowa – Chrome, komórkowy system operacyjny – Android, konta pocztowe – Gmail, komunikator – Google Talk, filmy video – YouTube, mapy, nawigacja – GoogleMaps. Ponadto dokumenty, zdjęcia, kalendarz. Czy wszyscy korzystamy z tych rozwiązań? Nie. GTalk nigdy nie zawładnie rynkiem komunikatorów. Nawet po uruchomieniu Google Wave, nie sądzę aby wszystkim podobało się jak rozmówca, a nawet kilku, widziało co piszemy lub nie chcemy napisać w danym momencie, kasując pośpiesznie wprowadzone słowa. Czy Chrome opanuje rynek przeglądarek? Nie. Jest wiele innych lepszych rozwiązań, cały czas rozwijanych. Czy Android zagości na wszystkich PC-etach? Nie. Jeszcze daleka droga przed nim, żeby sprawdził się jako system na telefony komórkowe. Wiemy tylko że udział rynkowy według ilości zapytań w wyszukiwarkach w 63,3% należy do Google (20,6% – Yahoo, 8,2% – MSN). W samej Polsce, nawet nie można mówić o rynku wyszukiwarek, Google ma 93.80% udziału. To sporo, ale czy to powód by wpadać w panikę i tworzyć spiskowe teorie dziejów, że Google zawładnie naszym życiem. Co trzeba przyznać, Google ma patent na znakomite produkty, wielu użytkowników korzysta z nich i będzie korzystało nadal. Ale Google to nie wszystko, każdy z nas korzysta z większej lub mniejszej ilości rozwiązań innych firm i również sobie je chwali. Nie widzę nic takiego co mogłoby się wydarzyć by zmieniło taki a nie inny stan rzeczy.
Powracając jeszcze do rynku wyszukiwarek, grzechem byłoby nie wspomnieć o nowej wyszukiwarce od Microsoftu – Bing, która to w znacznym stopniu może zagarnąć część tego rynku dla siebie.
Z chęcią będę przyglądał się produktom Google’a, testował je oraz z niektórych regularnie korzystał, ale nie zdarzyło mi się jeszcze nigdy, nawet tylko odnieść wrażenia, że Google zbytnio ingeruje w moje życie, tylko dlatego iż parę razy dziennie włączę ich przeglądarkę czy też przeskanują mi super hiper tajną pocztę. Według mnie Google konsekwentnie realizuje swój model biznesowy, skupienia w jednym miejscu wszystkich swoich darmowych usług, czerpiąc zyski tylko z reklam, a do tego potrzebuje pewnej wiedzy o internautach.
Wiadomo również, że nie wszystkie swoje usługi kieruje do wszystkich. Jednym się spodoba GTalk, innym Chrome, jeszcze inni tylko korzystają z YouTube.
Moc jest w nas, a Google to doceniło, oferując dla każdego coś innego.
Pierwotna publikacja artykułu na blogu:
http://www.newsblog.pl/power-of-google
Dodaj komentarz