Do napisania tego tekstu zainspirowała mnie duża liczba dyskusji przeprowadzonych na forach internetowych z różnymi ludźmi na temat oblicza piractwa komputerowego nielegalnego kopiowania oraz natury własności intelektualnej. Przy okazji tych dyskusji wypłynęła masa nieścisłości i dziur w obrazie rzeczywistości prezentowanym ludzkości przez organizacje takie jak ZAIKS, RIAA, MPAA, MAFIAA i różnorakich korporacyjnych lobbystów. Ponieważ nie znoszę kłamstw i niesprawiedliwości, postanowiłem, że nie będę dłużej tolerował panoszenia się fałszywej propagandy i napiszę ten artykuł, będący zwieńczeniem kilku lat przemyśleń, wspomnianych już dyskusji i argumentów użytych przez obie strony barykady.
1. Definicje.
Dużo się ostatnio mówi w mediach o własności intelektualnej oraz jej kradzieży, ale jak wielu z nas zastanawiało się, czym dokładnie jest ta własność intelektualna i jak ją zdefiniować? Według definicji z angielskiej Wikipedii, własność intelektualna, to “różne typy monopolów prawnych dotyczących tworów ludzkiego umysłu, zarówno artystycznych jak i komercyjnych (…)”. Dzięki prawu ochrony własności intelektualnej, “autorzy zyskują prawa wyłączności do prac artystycznych, muzycznych, literackich, a także wynalazków i odkryć oraz słów, fraz, symboli i projektów”. Jest to, jak widać, bardzo szeroka definicja.
Ochronie może zatem podlegać praktycznie wszystko, co zostało stworzone za pomocą ludzkiego umysłu i jest w jakiś sposób unikalne. Takie rozumienie tego zapisu nie jest wcale przesadzone ani dalekie od rzeczywistości, co pokazują przykłady zarezerwowania koloru magenta przez niemiecką markę T-Mobile, czy tzw. trolla patentowego, który pozwał cały Internet za używanie technologii, która rzekomo została przez niego wymyślona.
Sprawa nr 1
Skoro, jak widać, chronioną własnością intelektualną można uczynić prawie wszystko, nawet najprostszą i najbanalniejszą rzecz, to logicznie rzecz biorąc każdy z fragmentów, z których składa się ta “własność” też jest własnością intelektualną. Rozważmy przykład, w którym ktoś zarezerwuje / opatentuje słowo “dupa”. Od tej pory “dupa” jest własnością intelektualną tej osoby. Załóżmy też, że wszystkie kombinacje wyrazów, które zawierają się w słowie “dupa”, tj. “du”, “pa”, “dup”, “upa” itp. zostały już wcześniej wynalezione i użyte przez kogoś, więc są jego własnością intelektualną. Mało tego, jeżeli chcemy być naprawdę konsekwentni, to własnością intelektualną powinny być też literki “d”, “u”, “p” oraz “a”. No dobra, tylko czyją one są własnością? Logika podpowiada, że tego, kto je wymyślił. Kto je wymyślił? Społeczeństwo.
Skoro więc społeczeństwo jest autorem i właścicielem zarówno literek “a”, “b”, “c”, “d”, oraz wszelkich 2- i 3-literowych kombinacji literek tworzących wyraz “dupa”, to jakim prawem autor wyrazu “dupa” śmie twierdzić, że jest on w 100% jego własnością i dodatkowo żądać od państwa ochrony przed nielegalnym kopiowaniem tego wyrazu? W jaki sposób oszacować, w jakim procencie autor wspomnianego słowa jest jego właścicielem, a w jakim nie?
Analogię tę można w podobny sposób zastosować do każdej własności intelektualnej:
- Muzyka: Skoro Britney Spears jest właścicielem swojego utworu i stworzyła go “od zera”, to czy stworzyła też słowa, nuty, sposób zapisu nut, instrumenty, rytm, taniec i śpiew? Wszystko to są własności intelektualne, których posiadaczem jest społeczeństwo.
- Programy komputerowe: Skoro to programiści są wyłącznymi właścicielami swoich programów, czy są też właścicielami reguł i zasad matematycznych, fizycznych, algorytmów oraz wszystkich innych elementów umożliwiających stworzenie oraz kompilację programu komputerowego?
- Filmy: Skoro to filmowcy są wyłącznymi właścicielami swoich filmów, czy są też właścicielami koncepcji gry aktorskiej, filmu udźwiękowionego, muzyki, zapisu obrazu i dźwięku na nośnikach trwałych itd. itp.? Skądże, wszystko to są własności intelektualne od tysięcy lat rozwijane przez ludzkość.
- Książki: Skoro to pisarze i poeci są wyłącznymi właścicielami swoich książek, to czy są też właścicielami cyfr, liczb, liter, słów, stylów literackich oraz inspiracji, które pozwoliły te dzieła stworzyć? W żadnym wypadku. A przecież wszystkie te elementy są także własnością intelektualną, której jednak nikt nie zawłaszczył za pomocą monopolu.
- Wynalazki: Skoro to wynalazca / twórca pomysłu jest wyłącznym autorem wynalazku / koncepcji, to czy jest też właścicielem wszystkich reguł i praw matematycznych, fizycznych, biologicznych i chemicznych, z których składa się jego wynalazek? Czy piekarz, który patentuje nowy rodzaj chleba, jest też wyłącznym autorem / właścicielem patentu na mąkę, zakwas, piec do wypieków, a także koncepcji, że w ogóle można tworzyć żywność podgrzewając zmielone ziarno z wodą i paroma innymi składnikami? Przecież “patent” na wszystkie te rzeczy należy do społeczeństwa i jest publiczną własnością.
Często można spotkać się z sytuacją, w której ludzie porównują kradzież własności intelektualnej do kradzieży własności materialnej (co oczywiście jest absurdem, ale o tym później). Użyjmy więc tej samej, bezsensownej broni i zastosujmy to samo porównanie tutaj. Pytanie brzmi następująco: kto jest prawowitym właścicielem mercedesa — pan Zbigniew, który posiada akt własności wszystkich części, z których składa się ten mercedes, czy raczej pan Marian, mechanik pana Zbigniewa, który do pojazdu przykręcił koła (które też są własnością pana Zbigniewa) zamieniając je miejscami?
Wniosek nr 1
Z punktu widzenia logiki, coś takiego jak “własność intelektualna” w praktyce nie powinno istnieć, bo nie można być wyłącznym właścicielem czegoś, co składa się z części, których właścicielami jest kto inny. Wszystkie wytwory ludzkiej wyobraźni składają się z innych, mniejszych fragmentów, które są wytworami wyobraźni innych ludzi. Jedyna różnica między całością a fragmentami jest taka, że te fragmenty nie są w większości chronione patentami i prawami autorskimi, a stanowią własność publiczną (public domain).
Rozumując tym tokiem, w najlepszym wypadku można być realnie właścicielem tylko niewielkiej (<5%) części wyprodukowanej przez siebie własności intelektualnej, gdyż wszystko co opracowujemy, wymyślamy, wyobrażamy sobie, w zdecydowanej większości składa się z myśli, wyobrażeń i realizacji innych ludzi.
2. Skąd się wzięła ochrona “własności intelektualnej”?
Sprawa nr 2a: prawo autorskie
Sama już nazwa “prawo autorskie” sugeruje, że to prawo jest tworem stworzonym przez autorów dla ochrony swoich potrzeb, ale nie jest to prawdą. Dzisiejsze prawo autorskie wywodzi się od organizacji cenzorskich XVI-wiecznej Anglii i zostało zaproponowane, zaprojektowane i wprowadzone jedynie z inicjatywy dystrybutorów i drukarzy. XVI wiek to czas, gdy pojawiła się pierwsza maszyna drukarska z prawdziwego zdarzenia, co spowodowało prawdziwą eksplozję twórczości różnorakich pisarzy oraz artystów, gdyż łatwość i szybkość z jaką można było kopiować dzieła była dla nich motywująca, przez co tworzyli więcej niż kiedykolwiek. Prawa autorów nie były zagrożone i pomimo nieistnienia żadnego systemu “ochrony” autorów, twórcy produkowali wielką ilość treści, co zaczęło martwić angielski rząd obawiający się rozpowszechniania treści wywrotowych. Ustanowił on więc cech prywatnych cenzorów pod nazwą “Londyńskie Zrzeszenie Sprzedawców Papieru”, który miał przyznany monopol na wszystkie druki w Anglii oraz dodatkowo mógł niszczyć dzieła wyprodukowane nielegalnie.
System ten działał dość sprawnie przez ponad półtora stulecia, ale pod koniec XVII wieku angielski rząd rozluźnił więzi cenzury i chciał zlikwidować monopol dystrybutorów, ku uciesze autorów. Sprzedawcy, zagrożeni wyrzuceniem na bruk, opracowali więc nową strategię działania: stwierdzili, że “autorzy nie mają środków aby rozpowszechniać swoje prace”, więc potrzebują maszyn drukarskich, sieci transportowej, inwestycji w materiały, zestawów typograficznych etc., co może zapewnić tylko dystrybutor. Zaproponowali więc utworzenie koncepcji prawa autorskiego dystrybutorskiego ograniczającego możliwość kopiowania do uprawnionych podmiotów, które to prawo autor mógł sprzedać komukolwiek (słusznie przewidując, że w większości przypadków autor odsprzeda prawa dystrybutorowi).
System ten został stworzony przez wydawców i dla wydawców jako przedłużenie ich cenzorskiego monopolu. W tamtych czasach twórcom wydawało się absurdalnym żądanie ograniczania rozpowszechniania swoich prac, bo niby dlaczego mieliby wracać do cenzury, od której właśnie udało im się uciec? Stworzenie systemu prawa autorskiego dystrybutorskiego było niezwykle przebiegłym posunięciem dystrybutorów, które pozwoliło im przetrwać w zmienionej postaci przez następnych 300 lat, aż do dzisiaj.
Więcej informacji z zakresu początków prawa autorskiego można uzyskać w doskonałym tekście Karla Fogela, “Zapowiedź świata post-copyright” (tutaj lub tutaj).
Wniosek nr 2a
Z punktu widzenia logiki, nie ma więc żadnego uzasadnienia wg którego system ochrony praw autorskich dystrybutorskich będący przedłużeniem cenzury i z założenia mający ograniczać rozpowszechnianie wytworów ludzkiego umysłu miałby istnieć. Skoro przed wprowadzeniem ochrony “własności intelektualnej” twórcy produkowali więcej, a tworzenie przez innych ludzi kopii było dla nich motywujące do działania, likwidacja tej “ochrony” z pewnością nie sprawi, że twórcy będą mniej kreatywni, jak twierdzą organizacje walczące z piractwem nielegalnym kopiowaniem.
Prawo “antypirackie” ustanawia prawny monopol blokujący przepływ myśli, idei i tworów wyobraźni, i tak samo jak każdy inny monopol, z definicji ogranicza ludzką kreatywność, powinno zatem zostać zlikwidowane najszybciej jak się tylko da.
Sprawa nr 2b: prawo patentowe
Prawo patentowe, podobnie do prawa autorskiego, zostało stworzone w celu ochrony unikalnych innowacji jakiejś jednostki przed kopiowaniem i korzystaniem z tych innowacji przez innych ludzi. Trzon koncepcji patentu nieznacznie więc różni się od prawa autorskiego. W przeciwieństwie jednak do praw autorskich, patent jest bardzo starym wynalazkiem, bo pierwszy raz został zastosowany już 500 lat przed naszą erą w greckim mieście Sybaris.
Typowe argumenty zwolenników słuszności prawa patentowego są następujące:
Pierwszy argument producenta: Gdyby nie było prawa patentowego, ludziom nie chciałoby się wynajdować żadnych wynalazków.
- Kontrargument 1:
Skoro bez prawa patentowego ludzie nie mają motywacji do wynajdowania nowych rzeczy, w jaki sposób rozwijaliśmy się cywilizacyjnie przez 10.000 lat przed wynalezieniem prawa patentowego? Czy brak prawa patentowego uniemożliwił wynalezienia koła, ognia, łuku, czy chowu bydła? Nie.
- Kontrargument 2:
Czy istnieją jakiekolwiek twarde dowody, które są w stanie choćby z 90-procentowym prawdopodobieństwem potwierdzić, że twórcy wynalazków nie opublikowaliby ich, gdyby nie mogli liczyć na otrzymanie monopolu na czerpanie zysków z tychże wynalazków?
- Kontrargument 3:
Czy jeżeli powyższe miałoby być prawdą, to należy rozumieć, że w razie braku istnienia ochrony patentowej większość wynalazców postępowałaby zgodnie z zasadą “na złość mamie odmrożę sobie uszy” i nie publikowała swoich inwencji w ogóle? Trzeba by wtedy założyć, że większość wynalazców jest skrajnymi egoistami, a prawdopodobieństwo tego, że taka sytuacja ma / miała miejsce jest niewielkie.
- Kontrargument 4:
Co do Kontrargumentu 3: czy gdyby prawo patentowe nigdy nie istniało i nikt nigdy nie wpadłby żeby je stworzyć, to czy kiedykolwiek jakikolwiek wynalazca wpadłby na to, żeby nie publikować swoich dzieł bo nie otrzyma ochrony? Oczywiście, że nie, bo byłoby to logicznie sprzeczne. Tak jak artyści sami nie wpadli na pomysł praw autorskich i nadal publikowaliby wszystko na wolnej licencji do dzisiaj gdyby nie dystrybutorzy, wynalazcy również nadal publikowaliby swoje pomysły, jeżeli nigdy nie istniałaby ochrona.
Drugi argument producenta: Bez prawa patentowego, korporacjom nie opłacałoby się przeznaczać bilionów dolarów na swoje działy R&D zajmujące się badaniami i wynajdowaniem nowych technologii.
- Kontrargument:
Owszem, argument mówiący że korporacje nie miałyby motywacji żeby wydawać bilionów dolarów na badania bez zapewnienia monopolu jest teoretycznie słuszny. Korporacje działają wyłącznie w swoim czysto egoistycznym interesie i dlatego inwestycje, które w bliższej lub dalszej perspektywie nie zwrócą się w 100%, nie mają z ich punktu widzenia racji bytu.
Jednakże błąd koncepcyjny tego rozumowania polega na tym, że z góry zakładamy, że to korporacje muszą zajmować się badaniami i rozwojem nowych technologii. Tymczasem, gdyby nie istniały patenty, z pewnością powstałby jakiś odmienny model biznesowy uwzględniający to, że jednej korporacji nie opłaca się inwestować dużych sum w badania. Wszechświat nie znosi pustki. Być może tym modelem byłoby tworzenie różnych fundacji non-profit, które zajmowałyby się rozwojem nowych technologii. Innym przykładem, jednym z wielu, mogą być też dziesiątki tysięcy projektów rozwijanych każdego roku przez uniwersytety.
Również przykład ścieżek rozwojowych Wikipedii, kernela Linuksa, serwera Apache czy samodzielnie replikującej się maszyny RepRap oraz innych niezliczonych projektów na wolnych licencjach, które rozwijają się bez przewodnictwa jakiejkolwiek firmy pokazuje, że taki model rozwoju jest nie tylko możliwy, ale może być bardzo skuteczny.
Przy wykorzystaniu takiego modelu, decydowaniem o kierunku rozwoju zajmuje się założyciel fundacji / projektu, a korporacje mogą (ale nie muszą) przeznaczać fundusze oraz czas swych pracowników na jego dotowanie. Jednak przykład jądra Linuksa dobitnie pokazuje, że inwestowanie przez korporacje w tego rodzaju model biznesowy bardzo mocno leży w ich interesie (źródło 1, źródło 2, źródło 3 (PDF)).
Trzeci argument producenta: Z powodu wymienionych w argumentach pierwszym i drugim czynników, prawo patentowe przyśpiesza rozwój cywilizacyjny ludzkości.
- Kontrargument 1:
Z definicji, prawo patentowe tworzy prawny monopol rynkowy, który ogranicza możliwości wszystkich podmiotów oprócz jednego, będącego właścicielem patentu. Pozostałe podmioty nie mogą swobodnie korzystać z opatentowanej technologii, nie mogą jej rozwijać ani tworzyć produktów, które się na niej opierają. To są fakty. Skoro więc faktem jest, że taki monopol ogranicza możliwości wszystkich ludzi i firm, oprócz jednej / jednego, to logicznie rzecz biorąc, w jaki sposób można przyśpieszać rozwój hamując go?
Przykład: rozważmy następujący przykład myślowy eksperymentalnego wyścigu: powiedzmy, że wypuszczamy na tor 10 samochodów sportowych, nakazując każdemu kierowcy jechać cały czas z prędkością średnią równą 100 km/h. Po zakończeniu każdej rundy, po dotarciu samochodów do mety, mierzymy średnią prędkość wszystkich pojazdów ogółem. Nie trzeba wiele kalkulacji, aby stwierdzić, że prędkość średnia wszystkich pojazdów ogółem będzie równa 100 km/h, co jest równe średniej prędkości każdego pojedynczego samochodu.
A teraz wprowadźmy “patent” do układu. “Patent” polega na tym, że nakazujemy jednemu kierowcy jechać tak, by osiągał średnią prędkość 200 km/h. Gdy po zakończeniu wyścigu zmierzymy średnią prędkość wszystkich pojazdów, zauważymy, iż prędkość średnia wszystkich samochodów ogółem wcale nie zmieniła się znacząco, bo wynosi teraz 110 km/h. To jest sytuacja, która odwzorowuje istnienie ochrony patentowej wynalazku.
A teraz zlikwidujmy “prawo patentowe” i pozwólmy każdemu kierowcy jechać ze średnią prędkością 200 km/h. Nie jest już chyba zaskoczeniem, że po zmierzeniu wyników ogólna średnia prędkość wszystkich pojazdów wzrosła znacząco i wynosi teraz 200 km/h.
Oczywiście przykład ten jest tylko próbą oddania sedna problemu patentów, wszelkie liczby są zmyślone i ich precyzja jest minimalna.
- Kontrargument 2:
Czy pojawienie się monopolu na wolnym runku jest stymulujące czy też może hamujące dla rozwoju tego rynku? Czy jeżeli jedna firma dostanie monopol na jakąś krytyczną technologię i z jej pomocą wytnie konkurencję w pień, to klient zyska na tym, czy może raczej straci, ceny wzrosną czy spadną? Raczej wszyscy znamy odpowiedź na to pytanie. Więc dlaczego z prawnym monopolem patentowym miałoby być inaczej? Czy to jest jakiś czarodziejski rodzaj monopolu?
- Kontrargument 3:
Czy istnieje jakikolwiek przykład rynkowy sytuacji, w której monopol lub dominacja jednej firmy w jakiejkolwiek dziedzinie była bardziej stymulująca dla wzrostu i rozwoju rynku od wolnej konkurencji? Czy państwowo umocowany monopol Poczty Polskiej sprawia, że przesyłki są tańsze, dochodzą szybciej, a poziom obsługi klienta jest wyższy niż gdyby monopol nie istniał? Czy monopol Rosji na dostawy gazu do Ukrainy i Polski sprawił, że kraje te otrzymały więcej gazu po niższej cenie od krajów, które nie są w uzależnione od jednego dostawcy? Nie — a to przecież tylko kilka z wielu przykładów, które można by tutaj przytoczyć. Skoro więc nie istnieją (lub istnieją w marginalnej ilości) przypadki, w których monopol rozwija rynek bardziej od wolnej konkurencji, to na jakiej podstawie można twierdzić, że z prawnym monopolem ustanowionym przez traktaty patentowe jest inaczej?
- Kontrargument 4:
Przykład myślowy: czy “zarezerwowanie” przełomowych wynalazków takich jak ogień, koło czy pieniądz na 1000 lat (okres ochrony patentowej) przez małą grupkę uprzywilejowanych osób pobierających ogromne haracze od każdego przypadku wykorzystania tych technologii, byłoby korzystne, czy niekorzystne dla rozwoju całej ludzkości?
Wniosek nr 2b
Logicznie rzecz biorąc, system patentowy nie służy zdrowej konkurencji na rynku, a skoro nie służy konkurencji, to nie służy też klientom. Jest to patologiczny i całkowicie nieusprawiedliwiony (lub usprawiedliwiony, ale wyłącznie chciwością i egoizmem uprzywilejowanych jednostek) twór prawny, powodujący szerzenie się korporacyjnych monopolów, egoistycznego podejścia do korzystania z pracy i dokonań innych, spowalnianie naturalnego rozwoju ludzkości, który przez dziesiątki tysięcy lat odbywał się bez udziału jakiejkolwiek ochrony “własności intelektualnej” oraz tworzenia nienaturalnych monopolów. Przy braku istnienia twardych dowodów na to, że system ten jest korzystny, powinien zostać całkowicie zlikwidowany lub zastąpiony innym rozwiązaniem.
3. Piractwo Nielegalne kopiowanie muzyki, filmów, oprogramowania i książek a straty / zyski producentów.
Sprawa nr 3a: nielegalne kopiowanie = kradzież
Na początek może przypomnijmy sobie definicję kradzieży. Wikipedia mówi:
Kradzież (art. 278 kk) to zabór cudzej rzeczy w celu przywłaszczenia. Pod pojęciem zaboru rozumie się fizyczne wyjęcie rzeczy spod władztwa właściciela
A teraz pora na piractwo:
Potoczne określenie działalności polegającej na nielegalnym kopiowaniu i posługiwaniu się własnością intelektualną (programami komputerowymi, muzyką, filmami itp.) bez zgody autora lub producenta i bez uiszczenia odpowiednich opłat.
Patrząc na definicje, podobieństwo obydwu terminów wydaje się minimalne. W przypadku kradzieży, wyraźnie jest określone, że aby ukraść, należy fizycznie wyjąć jakąś rzecz spod władzy właściciela. Jedno jest pewne: w przypadku nielegalnego kopiowania, nie zachodzi tutaj żadne ograniczenie możliwości dysponowania produktem przez autora.
Tym, co teoretycznie upodabnia nielegalne kopiowanie do kradzieży, jest przedstawiany przez wiele osób argument mówiący, że kopiowanie takie powoduje straty. Ale powodowanie strat przez piractwo nie jest wcale rzeczą oczywistą, co zostanie omówione w kolejnych działach tego artykułu.
Wniosek nr 3a
Nielegalne kopiowanie nie jest kradzieżą, ponieważ nie zachodzi jeden z warunków koniecznych dla kradzieży, tj. wyjęcie przedmiotu kradzieży spod władztwa właściciela. Aby kradzież miała miejsce, właściciel musi utracić możliwość zarządzania / dysponowania obiektem kradzieży, a kopiując w nieuprawniony sposób film, muzykę, czy program komputerowy bez jego zgody, nie zachodzi żadne zmniejszenia stopnia w jakim właściciel może zarządzać swoim przedmiotem oraz dowolną ilością jego fizycznych lub cyfrowych kopii.
Czym zatem jest nielegalne kopiowanie? Dalsza część artykułu próbuje odpowiedzieć na to pytanie.
Sprawa nr 3b: nielegalne kopiowanie — porównania z krainy absurdu
Jednymi z najbardziej absurdalnych wypowiedzi, z jakimi można się spotkać dyskutując na temat natury własności intelektualnej, są porównania piractwa do wielu czynów uznawanych przez społeczeństwo lub prawo za moralnie / etycznie negatywne. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, iż są w przeważającej większości kompletnie nietrafione.
- Porównanie numer 1: “Nielegalne kopiowanie to jak jazda tramwajem na gapę. Tłumaczysz się, że przecież nikomu nie dzieje się krzywda więc to nic złego, ale jeżdżąc na gapę okradasz firmę transportową z pieniędzy, których nie zarobiła na tobie, bo jej nie zapłaciłeś, tak samo jak okradasz autorów programów / muzyki / filmów, które wykorzystujesz bez licencji, bo nie zapłaciłeś im za to.”
Dlaczego jest nietrafne:
Porównanie jest całkowicie nietrafne z bardzo prostego powodu. Tramwaj / autobus / trolejbus, który jest bardziej obciążony, zużywa więcej paliwa/energii. Dodatkowo każdy ekstra pasażer, to dodatkowe koszty sprzątania, naprawy zniszczonych siedzeń etc. Więc jednak firmie transportowej dzieje się “krzywda”, bo wywołujesz straty i realnie zmniejszasz bogactwo tej firmy. Coś takiego nie ma miejsca w przypadku nielegalnego kopiowania, gdzie w razie gdyby ktoś i tak nie kupił danego programu / utworu / filmu / książki, żadna strata nie występuje. - Porównanie numer 2: “Nielegalne kopiowanie to tak, jak gdybyś ty wynajął mi mieszkanie, a ja pomieszkałbym w nim miesiąc i bym ci nie zapłacił. Nikomu się krzywda nie stała, więc z mojego punktu widzenia to jest OK. Ale przecież okradłem cię z pieniędzy, które byś zarobił wynajmując mieszkanie komuś uczciwemu. Podobnie jest z nielegalnym oprogramowaniem / muzyką / filmem — wynajmujesz je w celu użytkowania, ale nie płacisz za to, więc autor traci.”
Dlaczego jest nietrafne:
Po pierwsze – przykład jest nieadekwatny, ponieważ przy wynajmowaniu mieszkania zawierana jest umowa między mieszkaniodawcą a lokatorem, która jest zobowiązująca i samo jej złamanie jest już oszustwem. W przypadku piractwa, nic podobnego nie zachodzi, gdyż nie jest zawierana żadna umowa między właścicielem własności intelektualnej, a nielegalnie kopiującym, więc nie jest on do niczego zobowiązany.
Po drugie – sytuacja jest analogiczna do jeżdżenia na gapę. Tutaj także występuje strata osoby wynajmującej mieszkanie, bo przecież mieszkanie zużywa się podczas jego użytkowania — ściany się brudzą, podłogi się wycierają, powoli niszczą się wykładziny, meble oraz sprzęt AGD. Nie można przyrównywać tej sytuacji do piractwa, gdzie żadna strata nie musi nastąpić. - Porównanie numer 3: “Nielegalne kopiowanie to tak, jak gdybyś ty umył mi samochód, a ja bym ci za to nie zapłacił. Wytłumaczę się, że nic nie straciłeś w ten sposób, więc to nic złego.”
Dlaczego jest nietrafne:
Porównanie jest rażąco nietrafne. Przede wszystkim, nastąpiła istotna strata. Stracony został czas poświęcony na mycie samochodu oraz zużyta została energia w postaci użycia siły mięśni do wymycia samochodu. Więc nie można tutaj mówić o porównaniu do nielegalnego kopiowania, gdzie strata nie wystąpi, o ile ktoś nielegalnie kopiuje tylko to, czego i tak by nie kupił, bądź też po nielegalnym skopiowaniu kupuje legalną wersję.
Druga sprawa jest taka, że podobnie jak w przypadku porównania numer 2, osoba posiadająca samochód do umycia zawiera umowę z osobą myjącą samochód. Taka umowa, nawet jeżeli jest tylko umową słowną, wciąż jest wiążąca, więc jej niedotrzymanie w świetle etyki jest oszustwem. Ponownie, w przypadku nielegalnego kopiowania, między kopiującym a właścicielem własności intelektualnej żadna umowa nie jest nawiązywana, wobec czego nielegalnie kopiujący nie jest zobowiązany do przestrzegania czegokolwiek.
Na koniec zostawiłem sobie dwa najbardziej idiotyczne porównania:
- Ultrabzdurne porównanie numer 1: “Nielegalne kopiowanie jest jak skopiowanie sobie czyjejś pracy naukowej, a następnie podpisanie jej swoim nazwiskiem, po czym rozpowszechnianie jako własnej i czerpanie z niej korzyści”.
Dlaczego jest nietrafne:
To porównanie jest tak idiotyczne i ma tak niewiele wspólnego ze zjawiskiem zwanympiractwemnielegalnym kopiowaniem, że aż trudno uwierzyć że ktoś mógłby go używać. Nikt (albo prawie nikt) przecież nie odmawia uznania autorstwa Britney Spears, gdy rozpowszechnia jej utwory przez sieć P2P. Nikt też nie próbuje rozpowszechniać za pomocą P2P hollywoodzkiego filmu twierdząc, że to on jest jego autorem w celu uzyskania korzyści w postaci sławy, chwały, czy pieniędzy. To samo ma się do programów komputerowych. Owszem, wszystkie powyższe własności intelektualne są masowo nielegalnie kopiowane za pomocą sieci P2P, ale w 99,999% przypadków nikt celowo nie zmienia informacji o autorstwie utworu / programu w celu uzyskania publicznego uznania czy pieniędzy. Dokonanie czegoś takiego i tak jest w praktyce niewykonalne, gdyż internauci mają ogromną wiedzę na temat kinematografii, muzyki oraz programów komputerowych, więc taki “plagiat” natychmiast zostałby wykryty i ujawniony w komentarzach dotyczących danej “własności intelektualnej” na portalach internetowych zajmujących się sieciami P2P. - Ultrabzdurne porównanie numer 2: “Nielegalne kopiowanie to kradzież taka sama jak kradzież Mercedesa. Nie stać cię na Mercedesa, to nim nie jeźdź, zamiast kraść.”
Dlaczego jest nietrafne:
To porównanie jest prawdziwym Świętym Graalem wśród bezsensownych porównań. Czy zrobienie 100 kopii Mercedesa przy zerowych kosztach za pomocą czarodziejskiej różdżki, po czym rozdanie kopii wszystkim znajomym, to kradzież? Czy wykonanie kopii w systemie plików (kopiuj, wklej) to to samo, co wykonanie przeniesienia (wytnij, wklej)? Czy zabranie sąsiadowi telewizora to to samo, co złożenie takiego samego telewizora jak ma sąsiad u siebie w domu z użyciem własnych schematów i narzędzi? Jak już było wyjaśnione wyżej, żeby dokonać kradzieży, należy fizycznie przesunąć jakąś własność danej osoby, tak aby ta osoba straciła możliwość zarządzania swoją własnością. Taka sytuacja jednak nie zachodzi w przypadku“piractwa”nielegalnego kopiowania.
Sprawa nr 3c: nielegalne kopiowanie — porównania trafne
- Trafne porównanie numer 1: “Nielegalne kopiowanie = biblioteka. Korzystając z P2P robimy dokładnie to samo, co korzystając z biblioteki – uzyskujemy dostęp do materiałów nie płacąc za nie.”
Dlaczego jest trafne:
Podobnie jak w przypadku korzystania z sieci P2P, z użyciem biblioteki możemy uzyskać dostęp do rzeczy, na które nas nie stać lub na które nie chcemy wydawać pieniędzy. W nowoczesnych bibliotekach w wielu krajach do wypożyczenia możliwe są nie tylko książki, ale muzyka i filmy. Podobnie jak w przypadku P2P, producenci mogliby powiedzieć, iż przez to, że ludzie korzystają z bibliotek, kupują mniej książek / filmów / muzyki, co przekłada się na straty dla twórców. Jedyna różnica jest taka, że biblioteki są umocowane prawnie, a korzystanie z sieci P2P nie. - Trafne porównanie numer 2: “Nielegalne kopiowanie = rozpalenie swojego domowego ogniska za pomocą drewienka odpalonego z innego ogniska.”
Dlaczego jest trafne:
Sytuacja jest bardzo analogiczna do kopiowania z użyciem sieci P2P. Czy jeżeli ktoś kupi sobie zapałki i rozpali ognisko, a ktoś inny zamiast iść do sklepu i kupować następną paczkę zapałek, odpali sobie drewienko od ogniska tego ktosia po czym za pomocą tego drewienka rozpali własne ognisko, to czy producent zapałek odniósł stratę? Czy można mówić o okradzeniu producenta zapałek poprzez “skopiowanie ognia” z innego ogniska, zamiast kupowania nowej paczki zapałek? Jedno jest pewne: Gdyby zapałki były przeraźliwie drogie, a przemysł producentów zapałek miał taką władzę i pieniądze jak przemysł rozrywkowy, z pewnością producenci zaczęliby lobbować za zakazem odpalania drewienek z innych ognisk.
Sprawa nr 3d: nielegalne kopiowanie to straty dla producentów. Czyżby?
Argument producenta: Każde nielegalne kopiowanie powoduje straty. Gdyby ludzie nie mieli dostępu do nielegalnego kopiowania, kupowaliby wszystko legalnie.
- Kontrargument 1:
Ten argument w zasadzie powinien być zdyskwalifikowany już na starcie, ponieważ nie istnieje i nigdy nie istniało środowisko czy społeczeństwo, w którym nie było nielegalnego kopiowania, więc nie ma żadnego “gdyby”. Tak jak obecnie nasze pokolenie korzysta z giełd komputerowych i P2P, tak poprzednie pokolenia korzystały z przegrywania kaset VHS, kaset magnetofonowych, odbitek zdjęć, podróbek płyt winylowych, czy prasy Gutenberga. Legalnie lub nielegalnie. Skoro nie istniało nigdy sytuacja, którą można by wskazać i powiedzieć “o — popatrz — wtedy nie było nielegalnego kopiowania i było tak fajnie”, to logicznym jest, iż nie da się stwierdzić “co by było gdyby”. Kopiowanie w takiej lub innej formie, legalne bądź nielegalne, towarzyszyło ludzkości od zawsze i wcale nie zanosi się na to, żeby nagle zniknęło.
- Kontrargument 2:
Część nielegalnego kopiowania to kopiowanie w przypadku, gdy dany produkt jest niedostępny na rynku i niemożliwy do legalnego zakupienia. Skoro ktoś i tak nie może legalnie kupić danego artykułu, to gdzie jest logika w twierdzeniu, że jego nielegalne kopiowanie powoduje straty? Przykłady:
- Anime
- Muzyka z egzotycznych krajów
- Oprogramowanie, muzyka, filmy wycofane ze sprzedaży, w tym gros oprogramowania i gier starszych niż 10 lat
- Kontrargument 3:
Istotna część nielegalnego kopiowania to kopiowanie w celu przetestowania przed zakupem. Nikt nie chce kupować kota w worku. To logiczne, że nie można mówić o stracie, jeżeli ktoś najpierw skopiuje nielegalnie produkt, żeby potem go kupić.
- Kontrargument 4:
Ogromna część nielegalnego kopiowania to kopiowanie w przypadku, gdy osoba nielegalnie kopiująca nie posiada środków finansowych na zakup danej własności intelektualnej. Taka sytuacja w szczególności ma miejsce w krajach, gdzie zdecydowana większość obywateli żyje na bardzo niskim poziomie w porównaniu do “europejskich standardów”, krajów takich jak większość państw ameryki południowej, większość krajów afrykańskich, Rosja czy Chiny, a nawet Polska w latach 90-tych (zobacz: link 1, link 2, link 3 — w jęz. ang.). Nie ma żadnego logicznego powodu, żeby sądzić, że człowiek, który przykładowo zarabia miesięcznie równowartość ceny płyty DVD czy licencji OEM Windows XP, mógł sobie pozwolić na jej zakup. A skoro by nie kupił, to logiczne, że nie istnieje coś takiego jak strata producenta w takim wypadku.
- Kontrargument 4a:
Co do Kontrargumentu 4: Pewna część osób, których w momencie nielegalnego skopiowania danego produktu nie stać na ten produkt, w przyszłości poprawi swoją sytuację finansową i będzie chciała wynagrodzić twórców produktu za wcześniejsze jego nieautoryzowane użytkowanie. Taka sytuacja ma miejsce szczególnie w przypadku wiernego fana zespołu muzycznego, chcącego wspierać swojego idola.
- Kontrargument 5:
W przypadku nielegalnego kopiowania treści z pomocą sieci P2P, często zachodzi zjawisko, które można by nazwać “ultrakonsumpcją”. Polega ono na tym, że człowiek korzystający z sieci P2P nielegalnie kopiuje w regularnych odstępach czasu tyle własności intelektualnej, że przy swoich zarobkach nie byłby w stanie jej kupić. Rozważmy następujący przykład:
Mieszkający w małym mieście Marek jest zatrudniony jako kasjer w małym lokalnym markecie i każdego miesiąca po otrzymaniu 1600 złotych wypłaty, opłaceniu czynszu (700zł) rachunków (250zł) oraz niezbędnych wydatków na żywność, środki czystości, ubrania (350 zł), zostaje mu 300 złotych na ekstra wydatki. Marek każdego miesiąca ogląda 10 filmów (takich których jeszcze nie oglądał), słucha 80 nieznanych mu wcześniej ścieżek muzycznych z 8 albumów oraz gra w jedną nową, nieznaną mu wcześniej grę. Marek stara się być uczciwym człowiekiem, więc całe 300 złotych wydaje na kupowanie gier, muzyki i filmów. Jednak przy założeniu, że średnia cena albumu muzycznego to 30 złotych, średnia cena gry to 70 złotych, a średnia cena filmu na DVD do 35 złotych, Marek musiałby wydać 8 x 30 + 1 x 70 + 10 x 35 = 240 + 70 + 350 = 660 złotych. Więc jeżeli Marek miałby wydać całe pieniądze, które mu zostają na gry, muzykę i filmy, to nadal nie byłby w stanie zapłacić za wszystko, co nielegalnie kopiuje. Logika podpowiada, że skoro i tak nie byłby w stanie zapłacić, to strata producenta tutaj nie istnieje.
Powyższy przykład szczególnie dobrze oddaje realia życia młodych ludzi, którzy są częściowo lub całkowicie na utrzymaniu rodziców — a ta grupa społeczna najczęściej korzysta z uroków nielegalnego kopiowania, co pokazują badania (link 1 (DOC), link 2, link 3).
- Kontrargument 6:
W krajach takich jak Polska, Ukraina, Brazylia, Rosja i wielu innych, które są stosunkowo biedne w porównaniu do standardów starych krajów Unii Europejskiej, czy USA, często zachodzi też zjawisko pośredniego zmuszania lub zachęcania uczniów i studentów do nielegalnego kopiowania przez system edukacyjny. Nauczyciele / profesorowie często wymagają dostarczenia prac na zaliczenie w formatach obsługiwanych tylko przez ekstremalnie drogie oprogramowanie specjalistyczne, takie jak AutoCAD, MatLab, czy 3D Studio Max. Naturalnie, trudno sobie wyobrazić, żeby przeciętnego studenta było stać na produkt kosztujący 3000 dolarów. Zatem wysoce logiczne jest, że w przypadku gdy student taki wykona nielegalną kopię, nie zachodzi żadna strata producenta.
- Kontrargument 7:
Skoro każde nielegalne kopiowanie powoduje straty, lub nielegalne kopiowanie jako ogół powoduje straty (jak twierdzą wytwórnie filmowe, muzyczne i organizacje antypirackie, są to straty rzędu miliardów dolarów co roku), to logicznym następstwem powinno być to, iż najczęściej nielegalnie kopiowane oprogramowanie / utwory muzyczne / filmy powinny być też tymi najbardziej stratnymi. Czy tak jednak jest? Z pewnością każdy się zgodzi, że oprogramowanie takie jak Microsoft Windows czy Adobe Photoshop należy do najbardziej / najczęściej nielegalnie kopiowanego oprogramowania na świecie. Ale czy produkcja tych programów powoduje straty? Czy oprogramowanie to jest mało zyskowne? Nie, firmy Microsoft oraz Adobe są prawdziwymi potentatami, dominantami i monopolistami w swojej branży. Pomimo niewyobrażalnej skali nielegalnego kopiowania, która dotyka wymienione produkty, produkty te przynoszą kolosalne zyski, tym większe im większa skala nielegalnego kopiowania. Częsta jest też sytuacja, że autorzy najczęściej nielegalnie kopiowanych produktów zdobywają dominację na rynku. Czy byłoby to możliwe, gdyby większa skala nielegalnego kopiowania równała się większym stratom?
- Kontrargument 7a:
Co do Kontrargumentu 7: Skoro skala nielegalnego kopiowania produktu rośnie proporcjonalnie do jego popularności, czy nie jest możliwe i prawdopodobne, że nielegalne kopiowanie jest formą reklamy danego produktu, zwiększającą jego popularność i sprzedaż w dłuższym okresie? Tak, jak było to opisane w kontrargumentach 3, 4a, 6 — spora część osób (uczniów / studentów, ludzi o słabej kondycji finansowej oraz ludzi kopiujących nielegalnie w celu przetestowania), może być zainteresowana zakupem wcześniej nielegalnie skopiowanej własności intelektualnej w przyszłości. W takim przypadku producent zyskuje, a strata nie istnieje.
- Kontrargument 8:
Trudno także mówić o stracie producentów własności intelektualnej w sytuacji, gdy nie są oni w stanie nadążyć za rozwijającą się technologią i dostarczyć tak ogromnej ilości dóbr intelektualnych w tak błyskawicznym tempie i z tak niesamowitą wygodą, jaką dostarczają sieci P2P. Nie istnieje jeszcze zwyczajnie sieć dystrybucji oprogramowania, muzyki, czy filmów, która byłaby w stanie dostarczyć każdy twór intelektualny w ciągu kilku minut do kilku godzin, bez zbędnych formalności, użerania się z zabezpieczeniami i to bez wychodzenia z domu. Model dystrybucji obecny w sieciach P2P zwyczajnie o lata świetlne wyprzedza tradycyjne modele dystrybucji. Serwisy typu ITunes (muzyka) czy Steam (gry) to na pewno krok w dobrym kierunku, ale nadal tylko kropla w morzu potrzeb. Logicznie rzecz biorąc, firmy produkujące własność intelektualną nie mogą mówić o stratach, skoro i tak nie byłyby w stanie dostarczyć takiej ilości dóbr w takim tempie oraz o takich parametrach, jakie są każdego dnia dostępne w sieciach P2P. Można by powiedzieć, że ludzie korzystając z sieci P2P otrzymują zupełnie inny, lepszy (dla nich) produkt niż w tradycyjnych modelach dystrybucji. Takiego produktu wytwórnie nie są w stanie (lub są w stanie, ale nie chcą) dostarczyć, więc nic dziwnego, że nikt nie chce kupować tak przestarzałych i tak niskiej jakości produktów. A skoro nielegalnie kopiując dostajemy lepszy od produktu (X) produkt (X1), to trudno mówić o tym aby występowała strata w sprzedaży produktu (X).
- Kontrargument 8a:
Użytkownik sieci P2P otrzymuje lepszy produkt szczególnie w przypadku niektórych producentów muzyki, filmów DVD i gier, którzy to dostarczają towar wybrakowany, zawierający utrudniające korzystanie z produktu zabezpieczenia przed kopiowaniem DRM lub zmuszający legalnego użytkownika do oglądania kilku minut reklam oraz spotu kampanii antypirackiej, mówiącego że “piractwo to kradzież”.
- Kontrargument 9:
Wytwórnie i organizacje antypirackie wciąż nieustannie twierdzą, że nielegalne kopiowanie powoduje straty, ale jednak najwyraźniej są to tylko puste słowa, bo nie są w stanie tego udowodnić. Nie istnieją żadne twarde dowody czy jakiekolwiek niezależne badania, które potwierdzałyby tezę, że zjawisko nielegalnego kopiowania jako całość powoduje straty.
- Kontrargument 9a:
Wręcz przeciwnie, istnieją zlecone przez rządy niektórych krajów (Holandia, Kanada, Wielka Brytania) badania, które dały przeciwny wynik, mówiący że
piractwonielegalne kopiowanie jest korzystne dla gospodarki. Okazało się, że “piraci medialni” to po prostu ludzie, którzy najbardziej interesują się muzyką i jednocześnie kupują jej nawet 10 razy więcej niż jednostki nie korzystające z nielegalnego kopiowania. (Źródła: link 1 — w jęz. ang., link 2 — w jęz. ang., link 3 — w jęz. ang., link 4 — tłum. Google Translate). - Kontrargument 10:
Pewna część nielegalnych kopii to kopie zapasowe, które w wielu przypadkach łatwiej wykonać ściągając piracką wersję własności intelektualnej z Internetu, zamiast wykonywać kopię lokalnie. Taka sytuacja w szczególności ma miejsce w przypadku zabezpieczonej przed kopiowaniem własności intelektualnej, której to kopię trudno jest wykonać bez umiejętności stosowania specjalistycznego oprogramowania kopiującego lub tzw. “cracków”. Skoro więc część wykonanych nielegalnych kopii jest wykonana w przypadku posiadania oryginalnego nośnika, nie można tutaj mówić o stracie producenta.
- Kontrargument 10a:
Niektóre z nielegalnych kopii, to kopie obrazów nośników CD/DVD pobrane w celu uruchamiania programu z obrazu płyty znajdującego się na dysku zamiast wkładania płyty do napędu za każdym razem pomimo posiadania kopii legalnej. Takie rozwiązanie nie tylko jest znacznie wygodniejsze, ale też działa szybciej. Tak, jak w poprzednim wypadku, pobranie jest łatwiejsze od wykonania kopii samemu. Naturalnie z powodu faktu posiadania legalnej kopii, nie można tu mówić o stracie producenta.
Wniosek nr 3d
Jak widać, istnieje ogromna liczba sytuacji, w których nielegalne kopiowanie nie powoduje żadnych strat producentów, a nawet powoduje zyski w długim okresie. Wobec tego można z całą pewnością stwierdzić, że określenie, czy istnieją jakiekolwiek straty producentów na skutek nielegalnego kopiowania, jest rzeczą ekstremalnie trudną, o ile w ogóle możliwą. Natomiast oczywistą bzdurą są przedstawiane przez koncerny medialne opinie, jakoby każda nielegalna kopia własności intelektualnej oznaczała stratę producenta w wysokości sklepowej ceny tej kopii.
Sprawa nr 3e: “Piractwo Nielegalne kopiowanie zabija przemysł muzyczny / drukarski / filmowy / oprogramowania”
Od wielu, wielu lat możemy usłyszeć argumenty drukarni, wytwórni muzycznych, filmowych i organizacji antypirackich postulujące, że “piractwo nielegalne kopiowanie zabija przemysł drukarski / muzyczny / filmowy / oprogramowania” (zob. link 1, link 2 — w jęz. ang.). I pomimo, że na przestrzeni lat kompletnie zmieniły się nośniki (papier => kasety audio => kasety video => płyty cd => Internet) oraz sposoby kopiowania (prasa drukarska => przegrywanie z magnetofonu na magnetofon => przegrywanie z magnetowidu na magnetowid => przegrywanie z użyciem nagrywarek CD / DVD => sieć P2P), to przewidywania koncernów zarządzających własnością intelektualną nigdy się nie sprawdziły. Nielegalne kopiowanie nigdy nie zabiło ani nawet ciężko nie raniło tego przemysłu.
Wniosek nr 3e
Argument, że nielegalne kopiowanie zabija przemysł produkcji własności intelektualnej jest co najwyżej urojeniem organizacji zajmujących się ochroną tych własności. Na przykładzie ostatnich kilkuset lat historii widać wyraźnie, że “problem” nielegalnego kopiowania nie wywołał żadnej katastrofy na rynku książek, muzyki, filmów, gier czy oprogramowania. Skoro kopiowanie (nielegalne lub legalne) towarzyszyło nam praktycznie od początków historii ludzkości, to niemożliwe jest, aby oskarżenia o powodowanie przez nie “armagedonu” sprzedaży dóbr intelektualnych mogły być prawdą.
Sprawa nr 3f: kiedy zatem nielegalne kopiowanie może powodować straty?
- Sytuacja nr 1:
Pierwszy oczywisty przypadek, to sytuacja, gdy jednostka dokonuje nielegalnego skopiowania własności intelektualnej, testuje produkt, po czym stwierdza że jego jakość jest satysfakcjonująca i zachowuje nielegalną kopię w celu dalszego użytkowania. Mimo posiadania odpowiednich środków finansowych, jednostka nie udziela jakiegokolwiek wsparcia autorom własności intelektualnej reprezentowanej przez nielegalną kopię.
Sytuacja jest w tym przypadku jasna i klarowna. Klient miał możliwość zapłacenia, ale z premedytacją nie zapłacił. Strata producenta jest tutaj sprawą oczywistą.
- Sytuacja nr 2:
Logiczne wydaje się, że skoro (tak jak to zostało omówione w kontrargumencie 3 sprawy nr 3d) część zjawiska nielegalnego kopiowania powstaje z chęci przetestowania produktu przed zakupem, to producenci muzyki, filmów i oprogramowania o niskiej jakości będą zarabiać mniej niż zarabialiby, gdyby możliwość przetestowania przed zakupem nie istniała. Oczywiście działa to też w drugą stronę — producenci lepszych produktów będą zarabiali więcej, bo skoro każdy klient ma możliwość wygodnego przetestowania przed zakupem, to każdy będzie chciał kupować to co najlepsze. Tyle, że sprawa nie jest wcale taka prosta:
- Po pierwsze: czy nie tego właśnie chcemy jako społeczeństwo? Odsiewania ziarna od plew? Odrzucania produktów miernych, a promowania produktów dobrych? Nasz rozwój kulturalny i intelektualny jest bezwzględnie powiązany z rozpowszechnianiem własności intelektualnej. Więc tempo i kierunek naszego rozwoju zależy od jakości tej własności. Skoro więc ludzie — pozbawieni możliwości przetestowania — będą konsumować własność intelektualną o niższej jakości, zatem logiczne rzecz biorąc nasza kultura i rozwój intelektualny na tym straci. Należy więc zatem zastanowić się, która strata jest dla nas jako ludzkości ważniejsza: strata producenta tracącego na produkowaniu szmir i próbującego walczyć z nielegalnym kopiowaniem, czy też może strata, która pośrednio lub bezpośrednio dotknie każdego z nas?
- Po drugie: Czy to jest w ogóle etyczne, żeby zmuszać człowieka do zakupu “w ciemno” muzyki, filmu czy oprogramowania, którym nie będzie usatysfakcjonowany? Oczywiście, zaraz ktoś powie, że istnieją przecież wersje demo / trial oprogramowania, muzyki można posłuchać za darmo w Empiku, a co do filmów — są darmowe trailery. Jednak wszystkie te formy testowania albo są kroplą w morzu potrzeb (odsłuchiwanie muzyki w Empiku), albo nie pozwalają na dokładne przetestowanie produktu (wersja demo / trial), albo w ogóle tego nie umożliwiają (trailer filmowy). Nielegalne kopiowanie w sieciach P2P pozwala dokładnie przetestować każdy produkt, a do tego jest o rząd wielkości szybsze, wygodniejsze, tańsze i mniej czasochłonne. Jest to kolejny doskonały przykład tego, jak wytwórnie własności intelektualnej nie nadążają za postępem technicznym.
4. Etyka nielegalnego kopiowania filmów, muzyki, książek i oprogramowania.
Sprawa nr 4a: Etyka nielegalnie kopiującego
Skoro, jak zostało już wcześniej powiedziane, kopiowanie (legalne bądź nielegalne) jest zjawiskiem, które towarzyszy ludzkości od zawsze, ale może w pewnych przypadkach mieć negatywne skutki, to czy istnieje jakiś podział na “moralne” i “niemoralne” kopiowanie? Stosując się do zasady, że każde działanie, które w żaden sposób nie krzywdzi, nie ogranicza ani nie powoduje strat innych osób jest moralnie pozytywne, można z całą pewnością stwierdzić, iż kopiowanie (legalne bądź nielegalne) w sytuacji gdy nie kupilibyśmy danego produktu nie zostawia żadnych śladów na sumieniu. Ba, twórca dobra intelektualnego zyskuje na tym darmową reklamę swojego produktu, a więc można powiedzieć, iż jest to działanie zdecydowanie na plusie termometru etyki.
Rozumując w ten sposób, można stworzyć listę sytuacji, w których nielegalne skopiowanie będzie moralne:
- Skopiowanie w celu przetestowania produktu przed zakupem
- Skopiowanie w sytuacji, gdy nie stać nas na dany produkt
- Skopiowanie w sytuacji, gdy produktu nie można kupić legalnie
Oraz takich, w których nielegalne skopiowanie będzie niemoralne:
- Użytkowanie przez dłuższy czas nielegalnie skopiowanego dobra intelektualnego w sytuacji, gdy mamy aktualnie środki finansowe na zakup, a mimo to używamy wersji “pirackiej”
- Niezakupienie oryginału po przetestowaniu nielegalnej kopii przed zakupem i stwierdzeniu że produkt nam odpowiada (pomimo posiadania wystarczających środków finansowych)
A także takich, gdzie nielegalne skopiowanie będzie na granicy etyki:
- Użytkowanie nielegalnych kopii w firmie, gdzie firma nie ma środków finansowych na zakup własności intelektualnej. “Na granicy”, ponieważ z jednej strony firmy również może być nie stać na zakup własności intelektualnej, a jednak z drugiej strony każda firma istnieje, aby zarabiać pieniądze i każde dobro intelektualne w niej użytkowane służy zarabianiu pieniędzy, więc logiczne jest że firma powinna zapłacić kwotę żądaną przez autora własności intelektualnej za to, iż wykonuje dla niej usługę (np. udostępnia odpowiednie oprogramowanie) pośrednio lub bezpośrednio przynoszącą firmie zysk.
Oczywiście “posiadanie wystarczających środków finansowych” jest bardzo podchwytliwą, relatywną i śliską definicją, której rozumienie zależy od prawidłowego funkcjonowania moralności / sumienia osoby, która próbuje tą definicję zastosować. Więc określenie czy kogoś stać czy nie stać na zakup danego dobra intelektualnego może w wielu przypadkach okazać się sprawą niezwykle trudną.
Sprawa nr 4b: etyka producenta
Właściwie to dotychczasowa kolejność omawiania zagadnień jest nie do końca prawidłowa, bo zanim odpowiemy na pytanie czy to moralne kopiować dobra intelektualne bez zezwolenia ich twórcy, powinniśmy najpierw sprawdzić, czy twórca zachował się etycznie sprzedając nam dany produkt. Niestety często można mieć co do tego wątpliwości. Przykłady:
- Nieuczciwość nr 1. Sprzedawanie szajsu za grube pieniądze.
Producent próbuje nam sprzedać szmirę — produkt podrzędnej jakości, która nie będzie się nam podobała, ale nie udostępnia możliwości przetestowania produktu przed zakupem (np. w przypadku filmu, muzyki, dużej części oprogramowania). Czy “zmuszanie” do zakupu produktu o niskiej jakości w cenie zbliżonej do produktów o wysokiej jakości jest etyczne? W sytuacji takiego nieuczciwego postępowania producenta, nielegalne skopiowanie wydaje się jedynym rozsądnym, sprawiedliwym i moralnym wyjściem z sytuacji (oprócz całkowitej rezygnacji z zakupu dobra intelektualnego oczywiście).
- Nieuczciwość nr 2. DRM, reklamy i kampania antypiracka na legalnych nośnikach.
Producent sprzedaje nam płytę DVD z filmem, która przed każdym obejrzeniem zawartości obowiązkowo katuje nas kilkoma minutami reklam, plus do tego słynnym ostrzeżeniem wrzeszczącym z ekranu, że “
piractwonielegalne kopiowanie to kradzież”. Czy to etyczne zmuszać do oglądania reklam człowieka, który zapłacił za obejrzenie samego filmu? Czy to etyczne, żeby zmuszać uczciwą jednostkę (przecież zapłaciła za płytę, której zawartość właśnie ogląda!) do oglądania ekstra ostrzeżenia antypirackiego przed każdym wyświetleniem filmu? Nic dziwnego, że zniechęceni takim traktowaniem ludzie wolą korzystać z sieci P2P, które dostarczają dokładnie to czego chce klient i nic więcej. Właściwie to “piraci” z którymi organizacje lobbingu medialnego tak uparcie walczą, zdecydowanie lepiej traktują swoich “klientów”. Prawdopodobnie wielkie wytwórnie mogłyby się od “piratów” wiele nauczyć. - Nieuczciwość nr 3. Sprzedaż “kopii po zerowych kosztach”.
Używane obecnie modele biznesowe produkcji dóbr intelektualnych są zdecydowanie mniej uczciwe względem kupującego niż te w produkcji dóbr tradycyjnych. Przy produkcji dóbr materialnych, wyprodukowanie każdej jednostki produktu wymaga podobnego nakładu pracy, a cena jest mniej lub bardziej dokładnym odwzorowaniem tego nakładu. Co innego w przypadku własności intelektualnej, gdzie w praktyce tylko wyprodukowanie pierwszego egzemplarza wymaga nakładu pracy, a każda następna kopia może zostać wyprodukowana po zerowych kosztach. Sprzedaż każdej kopii w nieskończoność, nawet po zwróceniu się kosztów produkcji pierwszej kopii, po cenie która nie ma absolutnie żadnego odzwierciedlenia w kosztach produkcji tej kopii jest, moim zdaniem, etycznie negatywna.
Przykładowo dla własności materialnej wygląda to tak:
- Piekarz musi włożyć mniej więcej tyle samo pracy i materiałów w wypieczenie każdego chleba. Cena każdej jednostki chleba jest więc uzasadniona takimi samymi nakładami surowców oraz roboczogodzin, które trzeba włożyć w jej wyprodukowanie.
- Rolnik musi włożyć mniej więcej tyle samo pracy w produkcję każdej tony zboża. Dla wyprodukowania każdego hektara zboża rolnik zużyje podobną ilość roboczogodzin, podobną ilość ropy, nawozów, ziarna oraz innych materiałów.
Natomiast sprawa ma się zupełnie inaczej przy produkcji własności intelektualnej:
- Britney Spears wkłada realną pracę w postaci śpiewu, kompozycji i gry aktorskiej w teledyskach tylko w wyprodukowanie pierwszego egzemplarza płyty, którą wydaje. Koszt wyprodukowania każdej następnej kopii cyfrowej jest minimalny, a przy sprzedaży przez internet nawet bliski zeru. A więc, po tym gdy sprzedana zostanie taka ilość egzemplarzy, aby zwróciły się koszty produkcji pierwszej kopii, utrzymywanie ceny płyty na podobnym poziomie co wcześniej, nie ma absolutnie żadnego odwzorowania w kosztach jej produkcji.
- Programiści Microsoftu wkładają realną pracę w postaci zużytej energii elektrycznej, materiałów i roboczogodzin spędzonych na projektowaniu, programowaniu, tworzeniu grafiki do systemu Windows 7 tylko w wyprodukowanie pierwszej kopii tego systemu operacyjnego. Utrzymywanie ceny każdej następnej kopii na takim samym poziomie po tym jak koszty produkcji się już zwrócą, nie ma żadnego realnego uzasadnienia w ilości pracy, którą trzeba włożyć w wyprodukowanie tej kopii. Przy tak masowej produkcji jaką stosuje Microsoft, można spokojnie przyjąć że koszt wyprodukowania jednego pudełka, instrukcji oraz płyty CD zamyka się w sumie 5 dolarów. Jakie uzasadnienie ma więc cena 100-150 dolarów za każdą kopię Windowsa podczas gdy jego wyprodukowanie kosztuje tak niewiele? Żadnego.
Przykłady tego typu można wymieniać w nieskończoność. Łatwo zauważyć, że takie modele biznesowe produkcji własności intelektualnej mogą łatwo powodować powstawanie uprzywielejowanych kast w społeczeństwie, które otrzymują wysoką i nieuzasadnioną płacę za nierobienie niczego. Takie działanie promuje lenistwo, cwaniactwo i degraduje znaczenie pracy, przez co zwykli – nieuprzywilejowani ludzie tracą wiarę w to, iż ciężką i uczciwą pracą można do czegoś dojść.
Sprawa nr. 4c: A więc kopiować czy nie kopiować?
Osobiście uważam, że zdecydowanie tak.
Dlaczego?
- Skoro, jak zostało już wyjaśnione wyżej, można skopiować nielegalnie nie krzywdząc przy tym nikogo i nadal mieć czyste sumienie, nie istnieje żadne logiczne ani etyczne uzasadnienie dla którego należałoby tego nie robić. Oczywiście takie działanie wymaga wysokiej samodyscypliny i sztywnego kręgosłupa moralnego.
- Każda jednostka powinna dążyć do maksymilizacji poziomu swojego szczęścia i rozwoju intelektualnego w taki sposób, aby nie szkodzić innym. To nie tylko w 100% logiczne, ale i zgodne z zasadami etyki oraz większości istniejących religii. Nikt chyba nie zaprzeczy, że to własność intelektualna w postaci kultury, sztuki, wzorów matematycznych, wiedzy z różnych dziedzin nauki a ostatnio również programów komputerowych umożliwia rozwój ludzkości i czyni każdego z nas lepszym.
- Wymiana własności intelektualnej między dwiema osobami to nic innego niż wymiana informacji. Konstytucje większości krajów europejskich, a także różne konwencje międzynarodowe gwarantują obywatelom swobodę wymiany informacji w ramach wolności słowa. To, że można rozmawiać bez ograniczeń, oznacza też że można komunikować się (wymieniać się informacjami) bez ograniczeń ze swoim sąsiadem. A więc można mu dać jakąkolwiek informację, w tym film, MP3 lub cyfrową książkę (ebook). Nikt chyba nie zaprzeczy iż własności intelektualne są tylko formą informacji. Można więc potraktować wymianę własności intelektualnej jako element wolności słowa.
- Kopiując (legalnie bądź nielegalnie) tworzymy cyfrowo-wirtualną rzeczywistość, w której każdy może mieć wszystko. Taka rzeczywistość jest ciekawsza, daje więcej wolności i równości od materialnej rzeczywistości rozwarstwionej na nędzarzy, klasę średnią i bogaczy. Skoro cyfrowo-wirtualny świat jest lepszy, nie ma sensu psuć go wadami świata materialnego.
Oczywiście celowo pominąłem tutaj, co ma prawo do powiedzenia w kwestii nielegalnego kopiowania, bo ja nie zajmuję się prawem. Interesuje mnie tylko to, co uczciwe i logiczne. Prawo powinno być maksymalnie dokładnym odwzorowaniem etyki i logiki. Jeżeli tak nie jest, takie prawo należy zmienić.
5. Podsumowanie.
Własność intelektualna, podobnie jak własność materialna jest niezbędnym budulcem ludzkiej cywilizacji. Nieposkromione kopiowane tej własności towarzyszyło nam od zawsze – a zaczęło się już w jaskiniach, gdy ktoś podejrzał technikę budowania łuku, pałki czy siekiery stosowaną przez kogoś innego. Dzisiaj także każdy z nas od dziecka uczy i rozwija się poprzez kopiowanie tego, co robią inni ludzie.
– Czy zatem, skoro kopiowanie jest czymś zupełnie dla nas naturalnym, czy uzasadnione jest rozdzielanie go na “złe” kopiowanie i “dobre” kopiowanie?
– Być może, z racji tego, że każdy z nas potrzebuje kopiować aby żyć, każde kopiowanie (legalne czy nielegalne) jest z góry moralne, a to czy ktoś zapłaci za swoją kopię jest kwestią jego indywidualnego wyboru?
– Może każdy z nas ma od urodzenia prawo do korzystania z każdej własności intelektualnej wyprodukowanej przez inne osoby, ponieważ i tak składa się ona z fragmentów wypracowanych przez naszych przodków i przez nas odziedziczonych?
– Może powinniśmy zrezygnować z egzekwowania prawa własności intelektualnej, bo jego stosowanie tworzy masę niepotrzebnych i nielogicznych absurdów?
– A może coś takiego jak “własność intelektualna” w ogóle nie istnieje i jest to abstrakcyjne pojęcie stworzone przez silnych i bogatych w celu utrzymania ich monopolu i przewagi nad słabszymi i biednymi?
W jakiś sposób (szczególnie młodzi) ludzie intuicyjnie czują, że swobodna wymiana dóbr intelektualnych nie jest niczym złym, co potwierdzają badania przeprowadzone w różnych krajach. (Źródła: link 1, link 2, link 3, link 4, link 5). W ostatnich latach ma też miejsce intensywny rozwój ruchu i oprogramowania otwartoźródłowego (Open Source) oraz promocji wolnej kultury na licencjach CreativeCommons, które likwidują ograniczenia kopiowania, a nawet zachęcają do kopiowania. Może to być znakiem, który pokazuje, iż ludzie zaczynają dostrzegać, że prawo do kopiowania powinno być czymś naturalnym, należnym każdemu od urodzenia i wszelkie jego ograniczanie jest patologią i złem.
Niezależnie jednak od tego, jaka jest prawda, jedno jest pewne: kopiując możemy, przynajmniej w obszarze cyfrowo-wirtualnym, stworzyć to, czego ludzkości nigdy się nie udało zrobić w świecie materialnym: zapewnić dowolną ilość dóbr każdej jednostce w każdym punkcie globu. Tak długo jak w świecie cyfrowo-wirtualnym istnieje nieograniczona możliwość kopiowania, nie będą w nim istnieć bieda, głód ani choroby, a każda jednostka jest w nim równa każdej innej. Jest tak dlatego, że w świecie cyfrowym, każdy może jeździć cyfrowym Mercedesem lub Bentleyem, każdy może wybudować cyfrowy dom za 100 milionów dolarów, każdy może mieć nieograniczoną ilość cyfrowej żywności, mebli lub artykułów luksusowych, każdy może korzystać z usług najlepszej cyfrowej przychodni, każdy może kupić dla siebie warte setki tysięcy dolarów cyfrowe lekarstwo na cyfrowego raka. Czy naprawdę chcemy niszczyć to wszystko ograniczeniami, które znamy ze świata materialnego?
Być może świat cyfrowo-wirtualnych dóbr obecnie jest wzorem budowy utraconego raju, którego ludzkość szukała przez całą swoją historię? Może zamiast psuć świat wirtualny na wzór materialnego, powinniśmy pójść w drugą stronę i stworzyć urządzenie identyczne w działaniu do Star-Trek‘owego replikatora, po czym pozwolić na nieograniczone kopiowanie materii, co raz na zawsze zakończy epokę wojen, głodu, chorób i nędzy?
Dodatek 1. Ciekawe wycinki ze stron internetowych.
Na każdą stronę internetową, którą zamkniecie; na każde zDDoSowanie serwera IRC, za które zapłacicie; na każdy węzeł eMula, na który zrobicie nalot; pięć nowych wskoczy na ich miejsce.
Możecie zanieczyszczać sieć eDonkey za pomocą malware; przeniesiemy się na IRC. Możecie zabijać publiczne strony; przerobimy je na prywatne, wymagające zaproszeń podziemne sieci, których nie możecie zobaczyć, znaleźć, ani regulować.
Społeczeństwo, którego formowanie się próbujecie powstrzymać już w większości tutaj jest. Będziemy kontynuować jego zakładanie, dla ostatecznej korzyści i wzbogacenia wszystkich; ironicznie – w końcu nawet Was.
Koniec niedostatku jest nieuchronny. Możecie próbować przeszkadzać, możecie to spowolnić, marginalnie… ale nie zatrzymacie tego.
Źródło: Komentarz na serwisie Slashdot
Własność intelektualna jest wynalazkiem bogatych krajów by przymusić biedne kraje do modelu ekonomicznego, który jest dla nich [bogatych] korzystny.
Wiedza zawsze była potęgą i kraje rozwinięte na świecie zdały sobie sprawę, że poprzez zablokowanie ich książek i ograniczanie wolnego handlu informacją i wiedzą, mogą efektywnie utrzymywać te [biedne] kraje w niewoli — produkujące prawdziwe, materialne dobra w zamian za urojone.
To, ludzie, jest prawdziwym celem własności intelektualnej. Wy ludzie myślicie, że oni przejmują się tym, że robicie pirackie kopie CD i DVD? Jakie to żałośnie egocentryczne! Prawda jest znacznie większa niż zawartość waszych twardych dysków.
Źródło: Komentarz na serwisie Slashdot
Autor: TheBlackMan, korekta: argasek, michuk
Dodaj komentarz