Niedawno zapadł ważny wyrok NSA, zgodnie z którym faktury można przesyłać mailem i to bez tzw. zaawansowanego bezpiecznego podpisu elektronicznego. Radość przedsiębiorców trwała krótko, bo fiskus uznał, że wyrok wiąże tylko w danej sprawie. Po burzy w mediach fiskus się wreszcie ugiął. Co więcej faktur nie będzie trzeba nawet drukować!
Opisywane na wstępie orzeczenie to wyrok z dnia 20 maja 2010 r. (sygn. akt. FSK 1444/09), w którym Naczelny Sąd Administracyjny potwierdził wreszcie, że jeden przedsiębiorca może wysłać drugiemu fakturę i wystarczy, żeby odbiorca ją wydrukował i załączył do dokumentacji księgowej.
Ministerstwo Finansów stwierdziło jednak, iż co prawda akceptuje wyrok, ale nie zgadza się z jego argumentacją. Zdaniem urzędników tylko ta konkretna firma, która wygrała proces przed NSA mogłaby legalnie wysyłać faktury zwykłym e-mailem. Formalnie mieli rację, bo w Polsce nie ma prawa precedensowego i wyroki co do zasady wiążą tylko w konkretnych sprawach. Oznaczało to, że każdy, którego drukowane z maili faktury zostałyby zakwestionowane, musiałby indywidualnie iść do sądu po “swój” wyrok (oczywiście nie mając gwarancji, że wydane orzeczenie również będzie dla niego korzystne).
Po burzy w mediach ministerstwo dokonało jednak wolty o 180 stopni w podejściu do sprawy. Według najnowszych komunikatów wkrótce Minister Finansów Jacek Rostowski wyda rozporządzenie, zgodnie z którym nie tylko będzie można wysyłać faktury zwykłym mailem, ale nie trzeba będzie ich nawet drukować.
W powyższym kontekście warto też odnotować, że akurat niespełna dwa tygodnie temu zaszły zmiany w dyrektywie UE dotyczącej m. in. faktur. Zgodnie z nowymi zapisami:
Faktury papierowe i elektroniczne powinny być traktowane równo. Nie należy wymagać od podatników stosowania żadnej szczególnej technologii fakturowania elektronicznego.
Wedle dyrektywy, na przedsiębiorcy spoczywa jedynie obowiązek zapewnienia fakturze czytelności, autentyczności, integralności. Jak to jednak zrobi, to jego sprawa.
W związku z opisaną nowelizacją krok ministerstwa wydaje się na pierwszy rzut oka żadną łaską. Tyle, że czas na implementację wspomnianych zapisów dyrektywy do polskiego prawa to dwa lata. Dlatego dobrze, że dzięki reakcji opinii publicznej i mediów (m. in. Gazety Wyborczej), udało się jednak wymusić na ministerstwie szybsze zmiany. Oby częściej urzędnicy wsłuchiwali się w “głos ludu”.
Dodaj komentarz