W zeszły piątek Twitter wyłączył dostęp do API aplikacjom UberTwitter, Twidroyd i UberCurrent skazując tym samym ich użytkowników na tymczasową zmianę klienta, a firmę na straty. Wczoraj kurek został z powrotem odkręcony, po tym jak UberMedia zastosowała się do wymagań dostawcy API.
Ot, wojenki między dwoma firmami starającymi się zarabiac na nowej modzie — można pomyśleć. Nie do końca tak jednak jest. Twitter to nie pierwszy lepszy serwis. To narzędzie komunikacji, które przegoniło już dawno RSS, a zbliża się powoli popularnością do maila. Twitter to nie tylko serwis internetowy z API. To nowy protokół, jak POP3 czy XMPP, z tym że scentralizowany i kontrolowany przez jedną firmę.
Firma ta udostępnia wprawdzie możliwość korzystania ze swojej infrastruktury, ale stawia warunki. W przypadku aplikacji UberMedia chodziło o automatyczne doklejanie do wiadomości wysyłanych przez użytkowników linków reklamowch. To co od lat robią dostawcy darmowej poczty elektronicznej i nikogo specjalnie to nie obrusza, w przypadku Twittera jest naruszeniem regulaminu, za który można zostać odłączonym od całej infrastruktury. Oczywiście o ile to nie sam Twitter wprowadzi tego rodzaju funkcję – wtedy korzystanie z niej będzie jak najbardziej dopuszczalne, bo zarabiać będzie również firma-matka.
Przypadek UberMedia każe zastanowić się jeszcze raz nad modelami biznesowymi firm tworzących swoje produkty opierając się o innego dostawcę, jak Twitter, Facebook czy Apple (np oprogramowanie dostępne przez AppStore) i możliwą alternatywą (Status.net, Diaspora, bardziej otwarte modele dystrybucji oprogramowania). Jeśli takie zastanowienie się nie nastąpi i nie zostanie poparte działaniem, może się okazać że za kilka lat nie będzie praktycznie innej opcji niż poleganie na własnościowych dostawcach bo otwarta kiedyś sieć zostanie opanowana przez własnościowe protokoły i płatne API. Czy na pewno tego właśnie chcemy?
Dodaj komentarz